Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena, Lars Simon

Wydawnictwo Initium, 2019

Liczba stron: 480

Tłumaczenie: Anna Krochmal, Robert Kędzierski

Lennart Malmkvist dobrze zarabia, ma ugruntowaną pozycję w firmie, mieszka w drogiej dzielnicy. Nie szuka partnerki na stałe, a wręcz ma uczulenie na stałe związki. W zasadzie niczego mu więcej nie potrzeba. Do czasu, gdy wokół niego zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Najpierw dziewczyna, którą miał zamiar spławić, zaczyna wysyłać mu niepokojące wiadomość – czyżby cierpiała na manię prześladowczą? Potem dochodzi do nieszczęśliwego wypadku lub morderstwa – ginie właściciel sklepu z magicznymi gadżetami. Prywatnie sąsiad i znajomy Lennarta, choć na pewno nie przyjaciel – dzieliła ich zbyt duża różnica wieku i poglądy na prowadzenie interesu. A potem… robi się jeszcze gorzej. Lennart traci pracę, ale dowiaduje się, że zmarły sąsiad przepisał mu sklep, który otrzyma m.in. w zamian za opiekę za psem mopsem. Zgodzić się czy nie zgodzić na taki deal? Lennart nie ma za bardzo wyjścia, ale nie wie jeszcze, że właśnie wkroczył w sam środek afery, w której mówiący pies nie jest największym zaskoczeniem.

To powieść fantastyczno-kryminalna, lekka, zabawna, pełna zagadek sięgających zamierzchłych czasów. Czary i magia odgrywają tu rolę drugoplanową (przydają się w walce), a na pierwszy plan wysuwa się zwykła praca detektywistyczna. Autor ma dryg do kreowania postaci  – Lennart jest sarkastyczny, lecz szczery, zabawny, zagubiony, zaradny, otwarty na nowe wyzwania. Bardzo pozytywny bohater. Odziedziczony przez niego zaczarowany mops to z kolei malkontent, bardzo inteligentny i pomocny, lecz marudny i roszczeniowy. Sąsiadka Maria, która nieustannie gotuje przy dźwiękach włoskich oper, to chodzące ciepło i serdeczność. Dzięki nim książkę czyta się wyśmienicie, aż szkoda, że nie ma od razu kolejnej części, bo nie wszystkie wątki zostały zamknięte.

Jeśli szukacie lekkiej, wciągającej, zabawnej lektury, to sięgnijcie po tę powieść z tytułem, którego nie sposób zapamiętać 😉

Wiara, miłość, śmierć. Kroniki Martina Bauera, P. Gallert & J. Reiter

Initium, 2019

Liczba stron: 414

Tłumaczenie: Anna Bittner

To książka dla tych, którzy mają dość policjantów, detektywów i śledczych z problemami. W powieści niemieckich autorów sprawę podejrzanej śmierci rozwiązuje człowiek prawy, pozbawiony nałogów, z unormowaną sytuacją rodzinną, z zawodu i powołania pastor i cywilny współpracownik policji, Martin Bauer. Jedyne na czym mu zależy to dotarcie do prawdy. Zwłaszcza, że czuje się osobiście odpowiedzialny za tragedię.

Pewnego dnia Martin Bauer udzielił pomocy niedoszłemu samobójcy, stojącemu na moście. Zrobił to w sposób nietypowy. Gdy upewnił się, że desperat z zawodu jest policjantem, sam przekroczył barierkę i pierwszy rzucił się do wody. Uznał, że każdy policjant ma tak silnie zakorzenioną potrzebę udzielania pomocy człowiekowi w tarapatach, że policjant odłoży swoje plany na później (lub w ogóle z nich zrezygnuje), żeby ratować go z nurtu rzeki. I rzeczywiście, sztuczka się udała, obaj mężczyźni bezpiecznie dotarli na brzeg. Niestety, po kilku godzinach policja znajduje zwłoki tego samego policjanta. Werdykt zapada szybko – zabił się sam rzucając z piętrowego parkingu. Martin Bauer nie chce uwierzyć w tę wersję zdarzeń. Wbrew swoim przełożonym w policji drąży w przeszłości policjanta i dowiaduje się o nim rzeczy, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego.

Śmierć jest tutaj zakończeniem pewnego łańcucha zdarzeń, a także początkiem opowieści o tym, jak stracić twarz i szacunek do samego siebie. To historia o człowieku, który został uwikłany w sprawy, które za bardzo obciążały jego sumienie. W tle przewijają się takie tematy jak handel żywym towarem, nielegalne interesy, powiązanie półświatka z władzami, bunt nastolatków wyrażający się na różne sposoby, niewierność i żądza pieniądza. To również opowieść o dociekaniu prawdy i niezadowalaniu się półprawdami i niedomówieniami. Powieść dynamiczna, dramatyczna, sensacyjna i refleksyjna zarazem.

Postać Bauera nieco mnie drażniła momentami, zwłaszcza, gdy za często cytował fragmenty Biblii, ale cóż, taki zawód dali mu autorzy tej książki. Jednocześnie pastor jest człowiekiem na wskroś nowoczesnym, dobrym mężem, wyrozumiałym ojcem, sprytnym i inteligentnym samozwańczym śledczym, któremu zależy na dobru człowieka. Jestem bardzo ciekawa, co wy myślicie o tej postaci.

Na pewno sięgnę po kolejne części, jeśli się u nas ukażą, a Wam polecam tę książkę. Na pewno nie będziecie zawiedzeni!

Runa, Vera Buck

Initium, 2018

Liczba stron: 592

Tłumaczenie: Agnieszka Hoffmann i Emilia Skowrońska

To mroczna powieść o początkach psychiatrii i wiedzy o mózgu, choć prawdopodobnie po przeczytaniu blurba będzie Wam się wydawać, że to thriller czy kryminał historyczny. Akcja powieści rozgrywa się w 1884 roku w Paryżu, kiedy oddział neurologiczny kliniki Salpêtrière był jednym z najważniejszych na świecie centrów badań i eksperymentów na przeprowadzanych na histeryczkach i kobietach, u których zdiagnozowano chorobę psychiczną. Słynął z pełnych pasji wykładów profesora Charcota, które przyciągały tłumy studentów i osób postronnych. Jori Hell, student psychiatrii pochodzący ze Szwajcarii podziwia swojego mentora i pragnie zaczerpnąć jak najwięcej wiedzy i umiejętności przed powrotem do kraju. Ma w tym zupełnie prywatny cel. Podczas jednego z wykładów Charcota, które nie były niczym innym niż pokazami okrucieństwa, sprowadzającymi się po poniżania pacjentek dla poklasku i ku uciesze gawiedzi, Jori po raz pierwszy  widzi dziewczynkę, Runę, na którą nie działają żadne metody stosowane przez profesora. Postanawia uczynić z niej obiekt swoich badań oraz przeprowadzić na niej nowatorską operację.

Paryż sportretowany w książce to ponure miasto, gdzie panuje przemoc fizyczna i wyzysk. Dzieci ciężko pracują, próbując sprostać wymaganiom rodziców, którzy swoje niepowodzenia topią w alkoholu, a frustracje odreagowują na słabszych i bezbronnych. Gdy w różnych miejscach miasta pojawiają się dziwne, niemożliwe do rozszyfrowania zapiski, pewien były policjant postanawia rozgryźć ich tajemnicę i jest to jedyny wątek, który można uznać za kryminalny. Główny akcent jednak kładzie się na sytuację chorych oraz władzę lekarzy, którzy stosują szarlatańskie metody, okaleczają swoje pacjentki, traktują je z pogardą i trzymają w nieludzkich warunkach.

Autorka bardzo sprawnie wplotła w powieść dużą porcję historii medycyny, więc jeśli wcześniej zainteresowały Was książki Thorwalda i innych autorów piszących o rozwoju medycyny i eksperymentach przeprowadzanych na ludziach, koniecznie powinniście przeczytać „Runę”. Warto to zrobić także dla wątków fabularnych, wcale niełatwo rozwikłać znaczenie przewijających się przez książkę znaków oraz roli Runy w różnych tragicznych wydarzeniach. Ciekawy jest również rozwój moralny głównego bohatera, który początkowo jest zafascynowany wiedzą, charyzmą i umiejętnościami swoich mentorów, lecz z biegiem czasu nabiera wątpliwości i zaczyna myśleć samodzielnie. Polecam!

Ciotka Poldi i sycylijskie lwy, Mario Giordano

ciotka-poldiInitium, 2017

Liczba stron: 400

Tłumaczenie: Agnieszka Hofmann

Poldi właśnie skończyła sześćdziesiątkę i przeszła na emeryturę. Raz, dwa rzuciła wszystko, pozamykała swoje sprawy w Niemczech i przeniosła się na Sycylię, gdzie kupiła dość zaniedbany, lecz uroczo położony domek z widokiem na Etnę. Ma sekretny plan – postanawia zapić się na śmierć, jednak coś pokrzyżuje jej plany. Ta dość ekscentryczna z wyglądu (obfite peruki, obfite kształty i nieposkromiony sex appeal) kobieta, szybko dała się poznać swoim sycylijskim sąsiadom jako osoba, przed którą nie ma rzeczy niemożliwych.

Nudę emeryckiej egzystencji i monotonię osuszania butelek przerywa jej sprawa morderstwa. Pomagający jej w zakupach i drobnych naprawach młody mężczyzna zostaje znaleziony martwy. Poldi bardzo go polubiła przez ten czas, gdy dla niej pracował i poprzysięgła sobie, że nie ustanie w wysiłkach dopóki nie znajdzie winnego morderstwa. Problem w tym, że tak naprawdę niewiele wie o swoim dużo młodszym znajomym. Rozmowy z jego rodziną i znajomymi powoli odsłaniają przed nią nieznane oblicze zamordowanego. Śledztwo natomiast jest okazją do zawarcia nowych znajomości i wyjścia „do ludzi”. Sprawa przyspiesza w chwili, gdy Poldi poznaje policjanta prowadzącego dochodzenie.

Trudno nazwać tę powieść typowym kryminałem, choć śledztwo toczy się przez całą książkę. Nawet miłosne podboje Poldi schodzą przed nim na drugi plan. Nazwałabym ją jednak „kryminałkiem”, czyli książką, którą dobrze się czyta, gdy brak czasu na czytanie, którą możemy zabrać ze sobą w podróż, którą wprowadzi nas w nastrój wakacyjny. Mimo tematyki, jest to raczej zabawna powieść, ekscentryczna starsza pani wciąż nas zaskakuje, a jej przygody na Sycylii czyta się z przyjemnością. Pewnie zwróciliście uwagę na okładkę – cała powieść jest taka pogodna i błyskotliwa. Warto mieć ją na podorędziu w brzydki, jesienny dzień.

Córki chrzestne, Julia Albrecht & Corinna Ponto

90085770 corki chrzestne poprawieni autorzy.inddŚwiat Książki, 2013

Liczba stron: 230

Kupiłam prawie wszystkie książki z serii Sfery, bo uznałam je za bardzo interesujące, poruszające ważne tematy, pięknie wydane, dopracowane w każdym szczególe. „Córek chrzestnych” nie kupiłam, choć wiele razy miałam książkę w rękach. Dlaczego zrobiłam dla niej wyjątek? Odstraszyła mnie okładka i opis. Uznałam, że nie mam ochoty czytać o terrorystach, poznawać ich życiorysów i być może być przekonywana do tego, że wcale nie są tacy źli. Aż pewnego dnia mój mąż znalazł tę książkę w jakimś koszu na wyprzedaży i kupił ją sobie, bo poczuł się zaintrygowany tematem. Jak zaczął czytać, tak przepadł. Opowiadał mi o niej z takim przejęciem i tak namawiał do lektury, że uległam. Wiedziałam już od niego, że książka ujmuje temat terroryzmu od zupełnie innej strony.

Ojcowie autorek przyjaźnili się w czasach powojennych, każdy z nich poszedł inną drogą, ale więzy między nimi były cały czas bardzo silne, rodziny odwiedzały się i zacieśniały kontakty trzymając do chrztu swoje dzieci. Gdy Julia miała 13 lat, jej starsza siostra wzięła udział w zamachu terrorystycznym na ojca Corinny. Po zamachu siostra zniknęła, a rodziny zerwały ze sobą kontakty. Po latach panie skontaktowały się ze sobą i odtworzyły wydarzenia przed i po zamachu, wydarzenia, które jedną z nich postawiły po stronie ofiar, drugą po stronie sprawcy. Chociaż tak naprawdę ofiarami Suzanne Albrecht byli wszyscy – jej własna rodzina, napiętnowana przez opinię publiczną, zadająca sobie pytania bez odpowiedzi, pokutująca za nie swoje czyny, a także rodzina Ponte, która stała się celem terrorystów z RAF-u.

To bardzo poruszająca opowieść na dwa głosy. Autorki warstwa po warstwie opisują swoją drogę do momentu, w którym się teraz znajdują. Droga ta była naznaczona żałobą po życiu, które nigdy już nie będzie takie samo. Nadzieją, że siostra się odnajdzie i wyjaśni powody swojego zachowania i nadzieją na to, że winni zostaną złapani i przykładnie ukarani. Każda z autorek przeżywała tę tragedię na własny sposób, lecz życie jednej i drugiej zostało złamane w tym samym momencie, 30 lipca 1977 roku. W książce porównują swoje przeżycia, rekonstruują dni po zabójstwie oraz sam jego przebieg, zastanawiają się nad powiązaniami RAF-u ze Stasi. Pod koniec dywagacje nad powiązaniami stają się trochę męczące dla czytelnika, lecz nie przyćmiewa to całej reszty – bardzo poruszającej, ważnej, balansującej na granicy reportażu i biografii, nacechowanej tragizmem i smutkiem.

Niestety, nie otrzymujemy odpowiedzi na wszystkie pytania, które nurtują nas podczas zachłannej lektury,. Na przykład, nie powiedziano czy rodzina utrzymuje teraz kontakty z Suzanne Albrecht, czy byli w stanie jej przebaczyć, zaakceptować ją, przyjąć do rodziny. Czy ona sama tego chciała?

To książka poruszająca niezwykle ciekawy, ważny temat, zwykle pomijany przez media – skutki i następstwa zbrodni dla obu rodzin, tej, z której pochodził przestępca, i tej, która ucierpiała i musi budować życie na nowo. Bardzo polecam, bardzo zachęcam, bo my przegadaliśmy o tej książce wiele godzin roztrząsając różne scenariusze.