Doppler, Erlend Loe

W bibliotece nikt jej nie wypożyczał. Ja wzięłam „Dopplera” do domu, bo gdzieś, kiedyś obiło mi się o uszy, że warto.

Zdarza wam się wyobrażać sobie świat bez przymusu zarabiania, płacenia rachunków, gromadzenia i posiadania? Marzy wam się, że nikt od was niczego nie oczekuje, a wy nie musicie wyglądać i zachowywać się według stałego wzorca? Kto nigdy nie marzył o takiej wolności, nie polubi Dopplera.

Doppler to nazwisko bohatera tej książki. Do pewnego czasu prowadził normalne, uporządkowane, tradycyjne życie u boku żony i dwójki dzieci. Po śmierci ojca, którego nigdy dobrze nie poznał, a który, jak się później okazuje, był dość nietypowym człowiekiem, Doppler wyrusza na jedną ze swoich wycieczek rowerowych po lesie. Tym razem jednak wycieczka kończy się upadkiem z roweru i potłuczeniem. A potem już świat nie jest taki sam dla Dopplera.

Kierowany nagłym impulsem i nieoczekiwaną potrzebą, rzuca wszystko i wyprowadza się do lasu na obrzeżach Oslo. Mieszka pod namiotem, je to, co znajdzie, ukradnie lub upoluje. Nie zawraca sobie głowy ani materialną, ani duchową stroną życia – przede wszystkim pragnie samotności i oddalenia od innych ludzi. Ludzie to dla niego zbiór cech, którymi zaczął pogardzać – ambicje, gromadzenie dóbr materialnych, konwenanse. Za jedynego przyjaciela i rozmówcę ma małego łosia.

Książka jest naprawdę nietypowa – przesycona humorem, opowiedziana lekko i przyjemnie. Trochę nieprawdopodobna i zakręcona, ale ciekawa. Trudno nawet na chwilę rozstać się z lekturą o Dopplerze i z jego gorzkimi refleksjami na temat ludzkości, takimi jak: „Wszystko, co ludzkie, jest mi obce”. Doppler ma bardzo trzeźwe spojrzenie na współczesny świat, chociaż jego zachowanie i działania chwilami wydają się niedorzeczne.

Mnie cały czas kołatała po głowie myśl o tym, że szkoda, że Doppler musiał uderzyć się w głowę, by dostrzec to wszystko, co dotarło do niego w lesie. I szkoda, że pośrednio zranił swoich najbliższych. Gdyby jednak sprawy potoczyły się według mojego scenariusza, nie byłoby tej książki, a to byłaby największa szkoda!

Dziewiąty pierwiastek, Gert Godeng

 

Ciekawe, że zdjęłam z półki dwie książki, które dotyczą zagadki nieśmiertelności. Po „Ósemce” i jej niezwykłych szachach, przeczytałam „Dziewiąty pierwiastek”, którego akcja toczy się w Egipcie.

Fredric Drum pragnie odpoczynku po swojej ostatniej niebezpiecznej przygodzie. Przybywa do Egiptu nie jako ekspert od starożytnych kultur, lecz jako turysta. Niefortunnie zostaje napadnięty i poważnie ranny. Trafia do kairskiego szpitala, w którym zostaje poddany transfuzji krwi. Po opuszczeniu szpitala postanawia odbyć wycieczkę do piramidy Cheopsa. Od tego momentu jego pobyt w Egipcie zaczyna się poważnie komplikować. Otóż dowiaduje się, że został zamordowany, a jego ciało znaleziono w sarkofagu we wnętrzu piramidy. Jest czwartą ofiarą odnalezioną w podobnych okolicznościach.

Fredric podejmuje grę, w której nic nie jest jasne. Jego przeciwnikami są naukowcy obawiający się obalenia dotychczasowych teorii naukowych związanych z faraonem Cheopsem, armia egipska, policja. Fredric podejmuje wyzwanie i pod przebraniem bada dziwne przypadki, które dotknęły go w tak dramatyczny sposób.

Akcja chwilami pędzi, mamy pościgi, ucieczkę z więzienia, fortele, zasadzki i wspaniałą pomysłowość Fredrica, która wyciąga go z największych opresji. Mimo tego książka wydała mi się poważniejsza w tonie od wszystkich przeczytanych dotychczas tomów z serii. Autor podjął temat dziwny i niewiarygodny, trącący fantastyką, ale muszę przyznać, że ten tom podobał mi się bardziej niż poprzedni.

Kodeks Śmierci, Gert Godeng

 

Fredric Drum  przybywa do włoskiego miasteczka Ofanes. Jest bardzo podekscytowany spotkaniem z Francuzką Genevieve, która odbywa tam skuteczną kurację po zatruciu skażonym winem (w części pt: „Dzban miodu”). Dodatkowo cieszy się na spotkanie z profesorem archeologii, który przesłał mu do analizy i odszyfrowania fragment starego greckiego tekstu. Fredric jest także niezmiernie ciekaw wina z okolic Ofanes.

Niestety, sprawy zaczynają komplikować się jeszcze zanim Fredric postawi stopę w miasteczku. Drum zostaje wyciągnięty z autokaru, którym jedzie na spotkanie ze swoją ukochaną i zrzucony w przepaść. Życie ratuje mu wystająca 50 metrów nad powierzchnią wody półka skalna oraz wrodzony dar wychodzenia z opresji. Potem jest jeszcze bardziej strasznie, a bohater zostaje wplątany w śmiertelną rozgrywkę. Jak zwykle historia ma swój początek w zaszyfrowanym tekście odkrytym w okolicy podczas wykopalisk.

Książka wydała mi się ciut mniej wciągająca niż poprzednie części za sprawą dość mglistych rozważań filozoficznych zajmujących środkową część książki a związanych z trudnym do odczytania tekstem, nad którym pracował główny bohater. Jednakże końcówka ksiażki w pełni wynagradza cierpliwe czytanie …

Laleczka, Gert Godeng

Fredric Drum planuje wakacje w górach w towarzystwie swojego angielskiego przyjaciela, archeologa Stephena. Panowie cieszą się perspektywą kilkutygodniowego lenistwa i wędkowania w pięknych okolicznościach natury. Przy okazji Fredric ma zamiar wziąć udział w badaniach archeologicznych. W pobliżu hotelu w torfowisku odkryto zmumifikowane i świetnie zachowane zwłoki, a przy nich przedmioty zapisane nieznanym językiem, który Fredric ma nadzieję odszyfrować.

Tuż przed wakacjami Fredric ma wypadek – jacht uderza w prom, którym płynie na degustację wina. Szczęśliwie Fredric jedynie wpada do wody i o własnych siłach udaje mu się dopłynąć do brzegu. Z wody wyławia laleczkę – amulet używany przez grenlandzkich eskimosów. Wkrótce laleczka zostaje ukradziona z restauracji, której jest współwłaścicielem.

W jaki sposób laleczka jest związana z mumiami w torfowisku i dlaczego Fredric jest celem dla zabójców – tego nie zdradzę 😉 Powiem tylko, że kolejny tom potwierdza słuszność moich hurtowych zakupów powieści Godenga. Lekka, przyjemna, chwilami zabawna powieść z zagadką kryminalną w tle oraz licznymi nawiązaniami do archeologii.

Dzban miodu, Gert Godeng

Fredric Drum zwany Pielgrzymem jest Norwegiem, współwłaścicielem małej ekskluzywnej restauracji oraz znawcą win. Interesuje się także kryptologią i odczytywaniem starożytnych języków. Aby zamówić nowe trunki do restauracji wybiera się do Francji do miasteczka znanego z produkcji wyśmienitych win.

Na miejscu okazuje się, że miasto żyje sensacją. Siedmiu mieszkańców zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, policja nie odnalazła ani ciał, ani winnych tych zaginięć. Frederic zaczyna interesować się sprawą po tym, jak dwukrotnie cudem udaje mu się wybrnąć ze śmiertelnej opresji. Wówczas zdaje sobie sprawę, że mimowolnie jest uczestnikiem dziwnych wydarzeń. Aby rozwiązać zagadkę musi zaangażować całą swoją wiedzę o winach, o starożytnych językach i umiejętność obserwacji zachowań ludzkich.

Akcja powieści płynie wartko, książkę czyta się jednym tchem, śmiejąc się trochę z Fredrica i jego nadprzyrodzonych niemal umiejętności wychodzenia cało z tarapatów. Fredric to połączenie MacGayvera z Chuckiem Norrisem 🙂

Autorowi należy oddać, że potrafi ciekawie prowadzić fabułę i tworzyć kryminalną atmosferę w powieści. Chętnie sięgnę po kolejne zgromadzone części „Krwi i wina”.