Mały pamiętnik, Jose Saramago

Świat Książki, 2012

Liczba stron: 143

Jose Saramago znam z jednej tylko książki (nie liczę tej pierwszej przeze mnie czytanej i niedokończonej). „Miasto ślepców” bardzo mi się podobało i miałam ochotę poznawać twórczość tego noblisty. „Mały pamiętnik” jest idealną książką na początek przygody z tym trudnym w odbiorze pisarzem (mam na myśli tę niedokończoną książkę). Dlaczego idealną? Bo niezbyt długą (jakby się komu nie podobała, to czasu nie straci na nią zbyt wiele), bo autobiograficzną (ja jestem ciekawa życia prywatnego pisarzy – szczególnie tych, którzy na szczyt weszli za sprawą własnego talentu, a nie skandalu).

Saramago, w momencie powstawania tej książki już osiemdziesięcioletni, bez żadnego wstępu przywołuje swoje wspomnienia w lat dzieciństwa. Na pierwszym miejscu jest wieś, miejsce jego urodzenia oraz stojący tam dom dziadków ze strony mamy, w którym spędzał wszystkie wakacje. Wieś to miejsce, w którym mógł poznać odmienną stronę życia, w tym pracę fizyczną i gospodarskie czynności przy uprawie pól i hodowli zwierząt. Ale te najważniejsze to wspomnienia dotyczące piękna przyrody; momenty, kiedy natura pokazywała swoją drugą twarz. Chwila przed świtem kiedy świat spowity był w blask księżyca, fragment rzymskiego traktu odnaleziony na górskiej ścieżce, które na zawsze zapisały się w pamięci chłopca, który został wielkim pisarzem.

Niewiele wskazywało na to, że Saramago zostanie pisarzem – jego dziadkowie byli analfabetami, matka również nie umiała czytać, w domu nie było książek ani gazet, bo rodzina klepała biedę i nie stać ich było na zbytki w postaci słowa pisanego. W szkole Jose najpierw odnosił spore sukcesy, pozwalające mu na realizowanie dwóch klas w ciągu jednego roku, później jego entuzjazm do nauki opadł, a on poszedł uczyć się na ślusarza.

Najbardziej zaskakuje to jak mało w tych wspomnieniach odniesień do literatury, do wczesnych fascynacji literackich przyszłego noblisty. Poza kilkoma wzmiankami książek, które przypadkiem pojawiły się w domu autora w czasie jego dzieciństwa, nie padają tytuły żadnych powieści ani autorów, którzy zainspirowaliby go do zostania literatem. Wygląda na to, że talent pisarski oraz zainteresowanie słowem pisanym obudziły się w Saramago dopiero po 15 roku życia, bo mniej więcej do tego momentu autor opisał swoje dzieciństwo.

To ciekawa, wartościowa książka. Przedstawia miejsca, których już nie ma, ożywia osoby, po których słuch zaginął. Saramago dociera do dokumentów potwierdzających lub weryfikujących jego zatarte przez czas wspomnienia. Książka kończy się tak jak się zaczyna, niespodziewanie, bez ostrzeżenia, bez podsumowań, bez obietnicy dalszego ciągu. Szkoda. Chętnie poczytałabym o młodości Saramago, ale tylko wtedy, gdyby sam ją opisał w podobnej formie i stylu jak opisał swoje dzieciństwo.

Miasto ślepców, Jose Saramago

Rebis, 2008

Liczba stron: 348

Nienazwane miasto, bezimienni bohaterowie. Zwykły dzień. Każdy zajmuje się swoimi sprawami, pracuje, robi zakupy, wraca do domu po pracy. Na czerwonym świetle kierowcy czekają w samochodach. Kiedy światło zmienia się na zielone, pierwszy w rzędzie samochód nie rusza. Kierowca coś wykrzykuje, miota się w kabinie. Okazuje się, że właśnie stracił wzrok. Jest pierwszym w mieście przypadkiem nagłej utraty wzroku. Wkrótce ślepota, niczym epidemia ogarnie innych, w pierwszej kolejności tych, którzy wraz z nim i jego żoną czekali będą na wizytę u okulisty.

Władze przerażone możliwością wybuchu epidemii, postanawiają internować zarażonych oraz osoby będące z nimi w kontakcie. W ten sposób pierwszy ślepiec, jego żona, okulista oraz ludzie z poczekalni zostają umieszczeni w nieczynnym szpitalu psychiatrycznym. Wśród nich znajduje się także żona okulisty, która pragnąc być blisko niepełnosprawnego męża, postanawia udawać ślepą i przyłączyć się do internowanych. Ona nie traci wzroku do samego końca, aczkolwiek przez większość czasu ukrywa to przed pozostałymi. Wraz z napływającymi do ośrodka kolejnymi ślepcami staje się świadkiem upadku człowieka i zezwierzęcenia jego zachowań.

Książka Jose Saramago może być odczytywana na wielu płaszczyznach. Jako zwykła opowieść o mieście i mieszkańcach dotkniętych tak bardzo upośledzającą chorobą i skutkach epidemii na szeroką skalę. Możemy również przyjąć, że książka jest alegorią lub pewnego rodzaju przypowieścią będącą ostrzeżeniem przed tym jak niewiele dzieli cywilizowanych ludzi od zdeterminowanych, kierowanych żądzami zwierząt. Jedyna widząca osoba w mieście ogarniętym chaosem, w którym liczy się tylko przetrwanie kolejnego dnia, staje się niemym świadkiem upadku cywilizacji. Niemym, ponieważ coś, może sumienie, sprawia, że nie mówi swoim najbliższym tego, co widzi. Jest opiekunką dla sześcioosobowej grupy pacjentów swego męża, ich oczami, ale nie chce być dla nich zwiastunem najgorszego – tego, że znany świat już nie istnieje.

Autor podnosi tutaj także kwestie poruszane wcześniej przez literaturę, na przykład we „Władcy much” Goldinga. Jak w zamkniętych społecznościach tworzy się hierarchia? Skąd w ludziach taka skłonność do przemocy? Jak łatwo zdominować i podporządkować sobie tłum ludzi? I jak wielkiej potrzeba odwagi, aby władzę obalić.

I chociaż czasami irytowały mnie moralizatorskie wtrącenia narratora, kojarzące się z literaturą znacznie niższych lotów, to książka zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Powiedziałabym nawet, że niezapomniane, bo nie uda mi się jej wyprzeć z pamięci. Przeczytajcie koniecznie!

Najgorsza kapela świata, Jose Carlos Fernandes

Taurus Media, 2008

Liczba stron: 133

„Najgorsza kapela świata” to komiks niezwykły. Niezwykły, bo epizody w nim zawarte są zainspirowane innymi dziełami literackimi, muzycznymi i filmowymi. Zatem by w pełni zrozumieć wymowę poszczególnych odcinków, trzeba trochę się orientować w ogólnie pojętej kulturze i sztuce. Jednak znajomość wymienionych przez autora źródeł inspiracji nie jest konieczna, by zasmakować zgrabnych puent i wyśmienitych pomysłów. Ja nie mam aż tak rozległej wiedzy, a bawiłam się przednie; zadumałam tam, gdzie wypadało i uśmiechnęłam tam, gdzie akcent położony został na humor.

Fernandes każdemu epizodowi poświęca dwie strony. Na tych dwóch stronach zamyka się cała historia, którą pragnie opowiedzieć. Każda opowieść kończy się trafioną puentą. Dla przykładu, w opowieści zatytułowanej „Upadek nawyku czytania”, miejscowy bibliotekarz martwi się i nie rozumie dlaczego miejscowi przestali odwiedzać bibliotekę. Jednak największym jego zmartwieniem jest ewentualność pożaru. Pragnie wybrać te książki, które jego zdaniem należałoby uratować. Jak łatwo się domyślić, wybór jest szalenie trudny. W końcu bibliotekarz puentuje: „Nie pozostaje mi nic innego. Kiedy przyjdzie pożar, przepadnę wraz z biblioteką.”

Bohaterami epizodów są nie tylko muzycy najgorszej kapeli świata, oprócz nich występują inni mieszkańcy miasta, przedstawiciele różnych zawodów, obu płci, odmiennych światopoglądów. Pojawiają się egotyczne miejsca i instytucje takie jak: Ludowa Partia Idiosynkratyczna, Państwowe Muzeum Zbędnego i Nieistotnego, Akademia Nauk Wymyślnych oraz zakłady pracy zajmujące się m.in. inwentaryzacją chmur nad miastem, kondensacją książek, likwidacją wspomnień itp.

Po zamknięciu książki chciałoby się zacząć czytać ją od początku, albo chociaż na wyrywki wrócić do niektórych epizodów. Tak trafnych spostrzeżeń nie znajduje się bowiem w każdej książce.