Wojna, która zmieniła Rondo, Romana Romanyszyn & Andrij Łesiw

wojna-ktora-zmienila-rondoWydawnictwo Krytyki Politycznej, 2016

Liczba stron: 42

Książka dla dzieci o wojnie? Zastanawiałam się jaki sens ma takie wydawnictwo i wszystko ułożyło mi się w głowie, gdy doczytałam, że duet autorów to młodzi ludzie z Ukrainy. A przecież dzieci za naszą wschodnią granicą zupełnie niedawno przeżywały wraz z dorosłymi wkroczenie wojsk rosyjskich oraz krwawe i burzliwe wydarzenia na Majdanie.  I te potworności trzeba było im jakoś wytłumaczyć.

rondo1

Rondo to małe miasteczko, panuje tam spokój, zamieszkujące je stworzenia lubią wycieczki po mieście, przygody, zabawy oraz chwile zadumy przy pięknej muzyce dochodzącej ze szklarni, w której rosną śpiewające kwiaty. Pewnego dnia Rondo spowija ciemność, na mieszkańców spadają kłujące odłamki, kwiaty przestają śpiewać, smętnie spuszczają głowy i próbują przetrwać brak słońca. To przyszła wojna.

rondo2

Trzej bohaterowie tej książeczki zostają doświadczeni przez wojnę, każdy z nich zostaje ranny – ten podobny do ptaka ma osmolone skrzydełka, ten przypominający psa zostaje ranny w nogę, ten, który wygląda jak człowiek ma złamane serce. Ale wspólnie wymyślają, że aby pokonać czarną, wredną wojnę należy zaangażować wszystkich mieszkańców i zrobić coś, co zaskoczy agresorkę. Wojna nie znika ot tak, pozostają po niej liczne ślady w krajobrazie i w ludziach.

rondo3

To książka, która nie tłumaczy skąd bierze się wojna, ona spada na miasteczko nagle. Autorzy skupiają się na jej skutkach, a także pokazują, że w przypadku tak wielkiego, niewytłumaczalnego zła, można jedynie skupić się na tym, co dobre. Wojna nie znosi dobra, nie zna go i nie rozumie. Bardzo ciekawa książka, która na pewno nie zaleczy traumy u dzieci, które były świadkami przemocy, lecz może pomóc rodzicom w wyjaśnianiu świata. Warto zwrócić uwagę na świetne ilustracje, pełne szczegółów i utrzymane nieco w baśniowym klimacie połączonym z elementami industrialnymi.

Czarnobyl. Spowiedź reportera, Igor Kostin

Albatros, 2006

Liczba stron: 240

Trudno przejść obojętnie koło książki, która ma taką okładkę. Jedna fotografia, a tak wiele mówi o tym, czego można spodziewać się w środku. Jedna fotografia, a opowiada całą wstrząsającą historię o tym, jak usuwano skutki tragedii, która wydarzyła się w Czarnobylu 26 kwietnia 1986 roku.

Po kolei jednak…

Autor książki jest fotoreporterem. Gdy wybuchł reaktor atomowy w Czarnobylu pracował dla redakcji prasowej Nowosti. Nad miejsce katastrofy poleciał po raz pierwszy wraz z załogą helikoptera rano, zaraz po wybuchu. Ze zrobionych wówczas zdjęć wyszło tylko jedno, ujęcie elektrowni jądrowej z góry. Wszystkie pozostałe klatki filmu zostały prześwietlone – zniszczyło je wysokie promieniowanie.

Kostin wracał na miejsce tragedii wiele razy – obserwował i udokumentował na fotografiach prace przy zabezpieczaniu reaktora i budowie sarkofagu. Codzienny trud dozymetrystów, sprowadzonych do Czarnobyla żołnierzy i robotników został utrwalony na jego kliszach. I w większości przypadków był to jedyny zaszczyt i wyróżnienie jakie spotkało tych ludzi – ofiary systemu. Skomplikowane urządzenia sprowadzone na miejsce wybuchu okazały się zawodne – wysokie promieniowanie w krótkim czasie rujnowało podzespoły. Miejsce oczyszczano zatem przy użyciu tzw. robotów biologicznych, czyli ludzi. Człowiek mógł przebywać na dachu reaktora, gdzie promieniowanie było najwyższe, nie dłużej niż 40 sekund, a i tak w tym czasie pochłaniał większą dawkę promieniowania niż przez całe życie.

„Widziałem ludzi, którzy gołymi rękami przenosili bryły radioaktywnego grafitu. Coś takiego wydarzyło się pierwszy raz w historii. Sądzę, że było to możliwe tylko w tym kraju, gdzie życie jednego człowieka nie ma żadnej wartości. Dowodem jest to, że władze pozwoliły im ginąć. Nikt nigdy nie przywołał Wani, Pieti, Wołodi i nie zapytał jak się czuje, czy czegoś nie potrzebuje. Gorzej, pozbawiono ich świadczeń i przywilejów. Może uznano, że te roboty, tak jak koty mają nie jedno życie, ale siedem… Po zejściu z dachu dyskretnie się ulatniali, z tymi swoimi poczciwymi spojrzeniami i uśmiechami. Kiedy bohaterowie nie mają imion, traktuje się ich tak, jakby w ogóle nie istnieli. Więc zniknęli.”

Kostin wychodzi dalej – pokazuje próby zatuszowania katastrofy, pochody pierwszomajowe w pobliskim Kijowie, kiedy promieniowanie było najwyższe, niespieszną ewakuację, słabą kontrolę miejsc, które prze wiele kolejnych lat nie powinny być zamieszkałe ani eksploatowane. Po latach powraca w okolice Czarnobyla – fotografuje miejsca i ludzi. Dokumentuje śmiertelne żniwo choroby popromiennej. Sam długo się leczy w szpitalu w Moskwie. Jest obecny na procesie osób, które skazane zostały za spowodowanie katastrofy.

„Spowiedź reportera” to w głównej mierze album fotograficzny. Jednak każda fotografia jest skrupulatnie opisana, a poszczególne rozdziały zaczynają się od poruszających, bo osobistych wspomnień Igora Kostina. Książka chwyta za serce…

I ja pamiętam maj, kiedy ogłoszono w Polsce informację o wybuchu w Czarnobylu. Pamiętam jak zgromadzono dzieci w szkole i podawano brunatną wstrętną substancję – płyn Lugola. Jednak moje wspomnienia zatarł czas. By odświeżyć sobie tamte czasy wybraliśmy się do biblioteki, by przejrzeć gazety z tamtych dni. Pierwsze informacje o wybuchu pojawiły się w wydaniach pierwszomajowych – były to krótkie artykuliki małą czcionką ze wszystkich sił starające się umniejszyć rozmiar i znaczenie katastrofy.

Pierwsza wzmianka w Trybunie Ludu to artykuł w dolnej części na pierwszej stronie „Komunikat Rady Ministrów Związku Radzieckiego”

Artykuł w powiększeniu:

Tabela pomiarów skażeń w Polsce. Wysokość promieniowania nie zagrażała zdrowiu ani życiu Polaków. Była śmiertelna w promieniu wielu kilometrów od wybuchu, wg Kostina skutki odczuwane są jeszcze do dziś na Ukrainie i Białorusi.

W Życiu Warszawy wiadomość nie była co prawda tak ważna jak pierwszomajowe pochody, ale pojawiła się na bardziej eksponowanym miejscu niż w Trybunie.

Artykuł z Życia Warszawy w powiększeniu:

W Głosie Wielkopolskim pojawiła się wiadomość o pomiarach promieniowania – niewiele miejsca poświęcono samemu wybuchowi. Nikt też nie spekuluje na temat przyczyn ani skutków katastrofy czarnobylskiej.