Rebis, 2018
Liczba stron: 280
Tłumaczenie: Norbert Radomski
Długo musiałam się nagłówkować nad tym, po co dorosły człowiek miałby wspinać się na drzewa. Dzieciaka rozumiem, ale czterdziestoletni facet? Wariat? Nie, on ma taki zawód! James Aldred wspina się na drzewa, ponieważ instaluje na nich platformy i sprzęt niezbędny podczas kręcenia filmów przyrodniczych o życiu toczącym się na wysokości. Te drzewa to olbrzymy liczące po kilkadziesiąt metrów, a jego pracodawcami są między innymi National Geographic i BBC. Aldred współpracował również z najbardziej znanym prezenterem filmów o przyrodzie sir Davidem Attenborough.
Mogłoby się zdawać, że historia będzie nudna – facet wchodzi i schodzi, a jedyne, co się zmienia, to rodzaj drzewa i okolica. Nic bardziej mylnego! Autor opowiada o swoim pierwszym, przypadkowym wejściu na drzewo rosnące w okolicy rodzinnego domu i jak uratowało mu to zdrowie, a może nawet życie, a także o następnym, kiedy wraz z kolegami wybrał się na wspinaczkę na koronę ogromnego jak na angielskie warunki drzewa i po raz pierwszy skorzystał z uprzęży wspinaczkowej, karabińczyków i lin. Te dwa wejścia były kamieniami milowymi w jego życiu, które po niedługim czasie podporządkował swojemu niezwykłemu hobby. To, co wydawało się zwykłym wygłupem, stało się nie tylko jego największą pasją, lecz także pełnoetatową pracą. Dzięki niej mógł wspiąć się na najpotężniejsze gatunki drzew porastające naszą planetę i przeżyć setki przygód, doznać niezliczonych wzruszeń i… kilkakrotnie otrzeć się o śmierć.
Ta praca wiąże się z duży ryzykiem, lecz myli się ten, kto jako najważniejsze zagrożenie poda upadek z drzewa. To również może się przydarzyć, ale raczej nie tak doświadczonemu człowiekowi, który niejedną noc spędził kilkadziesiąt metrów nad ziemią w hamaku rozpiętym pomiędzy gałęziami. Największym zagrożeniem jest sama dżungla lub las deszczowy i zamieszkujące w nich gatunki owadów i zwierząt. Przygotowanie ujęcia (trwającego czasem kilkanaście sekund) zajmuje całe tygodnie. Wybór odpowiedniego drzewa i montaż urządzeń w nieustającym deszczu, mogą dać w kość największemu twardzielowi. Gdy dodamy do tego atakujące pszczoły, jadowite węże, ogromne ptaki broniące swoich gniazd, komary roznoszące malarię, wszystko to, co chce człowieka pożreć lub pokonać, okazuje się, że ta praca wcale nie jest aż tak przyjemna. Nagrodą za wszelkie trudy jest satysfakcja z dobrze wykonanej roboty, nieziemskie widoki rozciągające się ponad koronami drzew oraz obcowanie w naturą w najbardziej intymny sposób.
Aldred podzielił książkę na rozdziały, co jest bardzo dobrym zabiegiem. Każdy z nich opowiada bowiem o innym drzewie, położonym w jakimś zakątku świata oraz o przyjemnych i nieprzyjemnych zdarzeniach, do których doszło podczas pracy w danym regionie. Pisze językiem prostym i zrozumiałym – pojawiają się jakieś fachowe określenia, ale nie ma ich wiele i średnio rozgarnięty człowiek jest w stanie domyślić się, o co chodzi bez potrzeby zaglądania do słownika. Przebywanie wysoko ponad ziemią, bliskie spotkania z rzadkimi zwierzętami, poczucie bliskości z przyrodą mogłyby zaowocować wysypem złotych myśli w stylu Coelho lub niestrawnymi, pompatycznymi frazami z pogranicza religii i new age. Uff, Aldred mimo tego, że zawodowo często buja między obłokami, jako pisarz stąpa mocno po ziemi. Nie przybiera tonu moralizatorskiego, nie uderza w wysokie tony i nie zasypuje nas natchnionymi i niestrawnymi frazesami. Brawo!
Nie przypuszczałam, że książkę o wspinaniu się na drzewa przeczytam z taką uwagą, przyjemnością i satysfakcją z lektury. Niedługo pojawi się w sprzedaży, nie pozwólcie jej przemknąć niezauważonej.