Wojna nadejdzie jutro. Żołnierz legendarnego Kedywu AK ostrzega, Michał Wójcik, Emil Marat, Stanisław Aronson

Znak Literanova, 2019

Liczba stron:  288

Milczenie na blogu przerywam naprawdę wyjątkową książką, taką, o której warto pisać i rozmawiać. „Wojna nadejdzie jutro” jest napisana w formie rozmowy (od czasu do czasu przerywanej jakimś cytatem bądź wyjaśnieniem). Autorzy rozmawiają ze Stanisławem Aronsonem, Żydem z Łodzi, uciekinierem z transportu do Treblinki, żołnierzem Kedywu i uczestnikiem Powstania Warszawskiego, w późniejszych latach nieoficjalnym ambasadorem Polski i Polaków.

To po części skrócona biografia autora, po części książka o najnowszej, wciąż niejednoznacznie interpretowanej historii Polski. Aronson z perspektywy czasu ocenia pewne aspekty historii kraju oraz współczesną politykę. Jako młody człowiek nie zetknął się z przejawami antysemityzmu w AK, przebywał wśród ludzi, którzy nie oceniali innych poprzez ich przynależność narodową czy wygląd. Stąd długo nie mógł się pogodzić z tym, że w innych oddziałach AK dochodziło do aktów przemocy wobec Żydów. Przez całe życie wypełniał obietnicę złożoną przyjacielowi i opowiadał w Izraelu, w którym wylądował po wojnie, o dobrych Polakach, czyli o tym, czego sam doświadczył. Dlatego też na początku nazwałam go naszym nieformalnym ambasadorem.

Całkowicie zgadzam się z jego oceną Powstania, do którego przystąpił z entuzjazmem i nadzieją na zwycięstwo. Przy okazji czytania książek o Powstaniu Warszawskim zastanawiałam się, jakbym postąpiła będąc w tamtym czasie młodą mieszkanką stolicy. I wiem, że również poleciałabym na barykady, żeby choć raz od wielu lat zaczerpnąć wolności w płuca, poczuć, że rozdaję karty, zawalczyć o swoją przyszłość i normalną młodość. I zapewne po latach podobnie jak Aronson uznałabym, że walka nie miała większego sensu w aspekcie politycznym, lecz ogromny sens w aspekcie psychologicznym.

Bardzo poruszyły mnie słowa tego doświadczonego człowieka o tym, jak ostatnio przedstawia się wojnę w muzeach i mediach. Od niedawna wojna znowu lansowana jest przez polityków jako okazja do pokazania swojego patriotyzmu, przeżycia przygody, jedności z innymi i chwili triumfu. Ale wojna nie jest przygodą. Wojna to śmierć, cierpienie, utrata. Ogromna trauma. Wojna jest atrakcyjna chyba tylko dla psychopatów i dla firm zbrojeniowych, którym zapewnia zbyt i przypływ pieniędzy. Dlaczego o tym piszę? Bo jako dziecko sporo czytałam i w pewnym momencie miałam fazę na książki o drugiej wojnie światowej. Pochłaniałam je z wypiekami na twarzy i żałowałam, że w naszych czasach nie ma wojny, bo też chciałam się wykazać odwagą, też chciałam przeżyć niezapomniane chwile lęku i triumfu. Byłam głupia, ale tłumaczy mnie to, że miałam jakieś dziesięć lat i niewiele wiedziałam o świecie. Przerażające jest to, że rządzący nami politycy zatrzymali się na tych młodzieżowych lekturach z czasów PRL-u i wciąż mylą patriotyzm z oddawaniem życia za ojczyznę.

Krew w żyłach mrozi ostrzeżenie, ujęte również w tytule książki – naprawdę nie wiemy, kiedy nadejdzie wojna. Być może jutro. Tamci młodzi ludzie w latach 30. ubiegłego wieku również się jej nie spodziewali, sądzili, że jakoś to będzie, że przywódcy pogrożą sobie pięściami, ale nie odważą się najechać na inny kraj. Wiemy, jak potoczyła się historia. W naszych rękach jest przyszłość – uczmy dzieci, że wojna nie jest przygodą. To bardzo ważne.

Książka porusza tak wiele tematów, że mogłabym tak jeszcze długo, ale uważam, że najlepiej będzie, jeśli sami przeczytacie tę rozmowę z Aronsonem. Być może się z nim zgodzicie, być może będziecie mieć inne zdanie w niektórych kwestiach, najważniejsze, żeby o tym rozmawiać, żeby nie udawać, że ta problematyka nas nie dotyczy.

Do kupienia tutaj: http://bit.ly/2R7soR9

A co ja mam z tym wspólnego, Sacha Batthyany / Skarb pana Isakowitza, Danny Wattin

Zupełnym przypadkiem przeczytałam te książki w odstępie kilku tygodni. Pomyślałam, że warto o nich napisać w jednym poście, ponieważ poruszają ten sam temat, lecz traktują go zupełnie odmiennie. Oto mamy współczesnych Szweda i Austriaka, którzy mierzą się z tematem holocaustu, odbywają podróż i poznają historię swojej rodziny sprzed dwóch pokoleń. Jeden z nich jako potomek pomordowanych, drugi jako potomek nazistów.

WAB, 2015

Liczba stron: 256

Tłumaczenie: Ewelina Kmieciak

W nieortodoksyjnej żydowskiej rodzinie Wattinów od dawna mówiło się o skarbie dziadka Isakowitza, który został ukryty w Polsce, w miejscu z którego rodzina uciekała przez nazistami. Nikt nie zwracał uwagi na rodzinną legendę, dopóki nie dotarła do uszu  syna Danny’ego, który, jak to dziecko, zapragnął znaleźć skarb. Ostatecznie na wyprawę wyruszyły trzy pokolenia szwedzkiej odnogi rodziny – dziadek, ojciec i syn. Duża część tej książki to perypetie w podróży i słowne przepychanki pomiędzy dziadkiem (uprzedzonym do Polaków i do wszystkiego, czego nie zna) oraz synem, którym przede wszystkim kieruje ciekawość świata i otwarty umysł. Swary łagodzone są przez wnuka, który umiejętnie rozbraja tykającą bombę zbliżającej się kłótni. W międzyczasie Danny Wattin snuje opowieść o wojennych losach swoich przodków zmuszonych do emigracji, zaginionych w czasie wojny i tych, którzy przeżyli, lecz niewiele chcą mówić o traumie młodości. Gdy docierają na miejsce, stoją przed nimi kolejne wyzwania.

To ciepła, mimo poważnego tematu, napisana z humorem opowieść o ulotnej pamięci i o ratowaniu wspomnień, śladów, okruchów tamtych czasów. Autor dochodzi do wniosku, że dopiero, gdy sam został ojcem i osiągnął pewien wiek, jest w stanie docenić opowieści swoich babć i stryjów, których niezbyt chętnie słuchał jako młody człowiek. Wtedy wydawało mu się, że przeszłość była i minęła, teraz wie, że nie można od niej zapomnieć. Podróż do Polski to sentymentalna podróż w czasie, która przynosi zrozumienie, choć nie niesie ulgi.

Czytelnik, 2017

Liczba stron: 256

Tłumaczenie: Emilia Bielicka

Podtytuł tej książki brzmi: „Zbrodnia popełniona w marcu 1945 roku. Dzieje mojej rodziny”. Autor pewnego dnia przypadkowo trafia na artykuł, z którego dowiaduje się, że jego krewna, hrabina Margit Thyssen-Batthyany, w 1945 roku prawdopodobnie brała udział w zabawie w swoim pałacu, podczas której doszło do rozstrzelania transportu Żydów. Ta historia tkwi w nim jak cierń i chociaż znajomi zadają mu pytanie postawione w tytule „A co ty masz z tym wspólnego?”, dziennikarz postanawia przyjrzeć się sprawie i dotrzeć do tych, którzy mogli być świadkami zdarzeń. Sacha pamięta hrabinę, którą kilka razy odwiedził z rodzicami będąc dzieckiem i chociaż wie, że potomkowie nie ponoszą winy za czyny swoich ojców i przodków, czuje się fatalnie ze świadomością, że ktoś z jego rodziny przyłożył rękę do zagłady Żydów.

Radzi sobie poprzez działanie – kontaktuje się z daleką rodziną, objeżdża świat, żeby zebrać relacje i skonfrontować je ze swoim stanem wiedzy. Grzebie w rodzinnej historii, żeby poznać ją jak najlepiej, spotyka się z byłą więźniarką Auschwitz i konsultuje się z psychoanalitykiem. Czy dawne dzieje powinny obciążać sumienie osób urodzonych kilkadziesiąt lat po wojnie? Czy naprawdę nie da się odciąć od przeszłości i żyć swoim życiem? Okazuje się, że nie każdy potrafi, Sacha Batthyany potrzebuje na to czasu i wiedzy. Ta książka odpowiada o zderzeniu młodego współczesnego człowieka z demonami przeszłości. Poruszająca i ważna.

Berlin, późne lato, Grzegorz Kozera

berlin-pozne-latoDobra Literatura, 2013

Liczba stron: 204

Środek wojny, Berlin. Kamienica zamieszkana przez Niemców, pilnowana przez wścibskiego blokowego, odpowiedzialnego za porządek, zaciemnienie okien, zejście do piwnicy podczas nalotu. Mieszka tam Otto Peters. Dawniej, przed dojściem Hitlera do władzy, pisał książki. Teraz od lat pracuje w księgarni, którą prowadzi wraz z przyjacielem. Peters jest wdowcem, jego jedyny syn zginął na froncie. Gdy pewnego dnia mężczyzna znajduje w piwnicy bardzo chorą i słabą kobietę, Polkę ściganą przez gestapo bez chwili namysłu ukrywa ją w swoim mieszkaniu.

Napisana pięknym, zwięzłym stylem, który uwypukla a nie zagaduje „Berlin, późne lato” to książka dająca dużo do myślenia. Przede wszystkim pokazuje jak różne były nastroje w niemieckim społeczeństwie i do jakich rozłamów dochodziło w rodzinach, kiedy jedni dawali się omamić szaleńczej retoryce Hitlera, a inni pozostawali odporni na jego charyzmę. Ta książka to również obraz człowieka, który przez lata płynął z prądem. Choć nie zgadzał się z rzeczywistością, wolał wybrać milczenie niż otwartą krytykę. Dopiero splot dramatycznych okoliczności i nawarstwienie się konfliktów doprowadzają go do podjęcia działań. Mamy tu także obraz życia w Niemczech podczas wojny – ogromną przepaść dzielącą zwykłych ludzi od tych, którzy zaprzedali się systemowi i jako wysoko postawieni oficerowie realizują plany Hitlera.  Jest w tej powieści również wątek miłosny (według mnie zbędny), niestety nieco naiwny. Rozumiem, że dopełnia obrazu przemiany Petersa, ale wydaje mi się, że pomylono tu pragnienie bliskości z innym człowiekiem z uczuciem miłości. Bardzo dobrze napisana powieść, która stawia wiele pytań o kwestie etyczne, o kondycję człowieczeństwa, o problem winy i kary. Warto!

Lodowe piekło. Katastrofa na Grenlandii, Mitchell Zuckoff

lodowe pieklo katastrofa na grenlandii mitchell zuckoffZnak Horyzont, 2016

Liczba stron: 464

Bohater wojenny to nie tylko ten, który dokonał odważnych czynów na polu bitwy. To także taki człowiek, który ruszył na pomoc innym ludziom i ten, który troszczył się o życie i zdrowie swoich towarzyszy w najbardziej ekstremalnych warunkach panujących na ziemi. Tak, w tej książce aż roi się od bohaterów, ale w żadnym momencie nie jest patetyczna.

Końcówka 1942 roku była pasmem nieszczęść dla wojsk amerykańskich stacjonujących w okolicach Grenlandii. Ze względu na fatalne warunki pogodowe wprawiające pilotów w dezorientację, na lodzie robiły się aż trzy samoloty. Prawie wszyscy członkowie załóg przeżyli wypadki, lecz stanęli wobec dużego problemu. Akcja ratunkowa mogła zająć dużo czasu, lotnicy najpierw musieli ich odnaleźć, następnie dotrzeć po nich drogą lądową, wodną lub powietrzną. Pogoda nie sprzyjała startom samolotów ratunkowych, podobnie jak nawierzchnia lodowca pokryta grubą warstwą śniegu i poprzecinana zdradliwymi szczelinami.

Opowieść o heroizmie uwięzionych w śniegu i lodzie żołnierzy oraz licznych, często nieudanych próbach ich ratowania, do końca trzyma w napięciu. Tym bardziej, że natura uparła się, by nie wypuścić tych chłopaków ze swoich mroźnych objęć i każde nowe przedsięwzięcie obracała w niwecz, raniąc, zabijając, napędzając strachu i wpędzając w depresję. Czterdziestostopniowe mrozy, wichury, burze śnieżne, przesuwający się lodowiec i ukryte rozpadliny to tylko nieliczne problemy, z którymi muszą zmagać się uwięzieni. Z biegiem czasu dochodzą wyrzuty sumienia, ponieważ są świadkami śmierci dążącego im na ratunek ochotnika.

Autor snuje równoległą opowieść o współczesnych próbach zorganizowania ekspedycji na Grenlandię w celu odnalezienia uwięzionych w śniegu maszyn z drugiej wojny światowej. Sam autor tej książki chce wyruszyć z taką ekspedycją, by nadać ostateczny szlif wojennej historii, którą pisze na podstawie archiwów i rozmów z tymi, którzy jeszcze żyją i pamiętają wydarzenia z lat 40. Niekończące się problemy związane z finansowaniem i logistyką sprawiają, że i ten wątek trzyma w dużym napięciu. Uda im się ta wyprawa? Znajdą coś mając tak skąpe i wykluczające się wzajemnie dane wygrzebane z odtajnionych archiwów wojskowych? A może wcześniej charyzmatyczni przywódcy wyprawy zagryzą się na śmierć w którejś z niekończących się kłótni?

Te historie wydarzyły się naprawdę. Zuckoff opisał je z przykładając się do detalu, starając się odtworzyć niemal każdy dzień spędzony przez lotników w śnieżnych kryjówkach, walkę o przetrwanie i zachowanie zdrowych zmysłów. Z dużą dokładnością przedstawił sylwetki żołnierzy biorących udział w akcji poszukiwawczej i pechowców czekających na przybycie pomocy. Ci najwytrwalsi, do których najtrudniej było dotrzeć, spędzili na Grenlandzkim lodowcu prawie pięć potwornych miesięcy. Książka opatrzona jest licznymi przypisami i fotografiami, choć żadna z nich nie oddaje w wystarczającym stopniu horroru rozbitków.

Uwielbiam historie o przetrwaniu w ekstremalnych warunkach, więc była to dla mnie wspaniała, choć miejscami bardzo smutna i wymagająca lektura. Gorąco (jakże nie na miejscu to słowo tu wygląda!) Wam ją polecam!

1945. Wojna i pokój, Magdalena Grzebałkowska

1945 wojna i pokój magdaena grzebałkowskaAgora, 2015

Liczba stron: 420

Będąc dzieckiem naiwnie wyobrażałam sobie, że w dniu oficjalnego zakończenia wojny zapanował pokój, wszystko wróciło do stanu sprzed 1939 roku, a ludzie żyli długo i szczęśliwie. Potem, gdy oprócz wyobraźni, miałam również jakąś wiedzę historyczną, przestałam się zastanawiać nad tym faktem, ponieważ zmienił się system i nikt już hucznie nie świętował w maju zakończenia drugiej wojny światowej. Książka Grzebałkowskiej sprawiła, że miałam okazję zweryfikować swoje dziecięce wyobrażenia, uzupełnić luki w wiedzy historycznej oraz spojrzeć na rok 1945 nie z perspektywy doniosłych zdarzeń, lecz z poziomu zwykłego człowieka.

Autorka miesiąc po miesiącu relacjonuje wydarzenia roku 1945, przeskakując między regionami i narodowościami oraz skupiając się na losach jednostki. Każdy rozdział zaczyna przeglądem prasy, cytując ogłoszenia drobne, które same w sobie są dowodem na to, że kraj wraca do stanu równowagi – ludzie szukają się nawzajem, sprzedają i kupują, ale też żebrzą o pomoc oraz szukają winnych kradzieży i innych niegodziwości, działalność wznawiają instytucje kulturalne oraz społeczne.

Nie spodziewałam się takiego ładunku emocjonalnego w tych reportażach. Zaczyna się dość kontrowersyjnie, bo od szabrowników, najczęściej niezorganizowanych grup ludzi, którzy wybierali się do opuszczonych poniemieckich wsi, żeby kraść pozostawiony przez uciekinierów dobytek. Jedni dorobili się na tym sporych majątków, inni szli, by urządzić swoje domy. Jeszcze inni kierowali się ciekawością, jakie skarby kryją się w domach wroga. Są też bardziej chwytające za serce historie, jak ta o Niemce, która uciekając z Polski wsiadła z maleńkim synkiem na statek, który zbombardowali wycofujący się Rosjanie. Ta tragedia zaważy na jej życiu i nie da o sobie zapomnieć do późnej starości. Dużo w tych reportażach historii bez happy endu, bo to był bardzo trudny czas – bardzo ostra zima, głód, przechodzące wojska niemieckie i rosyjskie, bandy partyzantów, wysyp nikczemników i kombinatorów.

Rok 1945 to ludzkie tragedie, chaos, strach, okres, kiedy do głosu dochodzą najgorsze instynkty i ludzie zaczynają walczyć ze swoimi rodakami o każdy skrawek ziemi. Matki powszechnie oddają dzieci do adopcji, niektóre, na jakiś czas umieszczają potomstwo w domach dziecka, ponieważ nie są w stanie zapewnić im dachu nad głową, wykształcenia i jedzenia. Do tego dochodzi walka o władzę, świetnie opisana w rozdziale o powojennym Wrocławiu.

Chyba byłabym nieuczciwa twierdząc, że autorka ma szczęście do tematów, bo to chyba nie o szczęście chodzi, lecz o talent i pracowitość. Dotarcie do dokumentów, żyjących świadków to jedno. Inną sprawą jest nakłonienie tych starszych ludzi do zwierzeń, do opowiedzenia nierzadko bolesnych historii lub takich, które nie stawiają ich w najlepszym świetle. A jeszcze inną sprawą jest spisanie ich opowieści w przystępnej formie i świetnym stylu. Polecam każdemu.