Liczba stron: 135
Jako mieszkańcy tej części Europy mamy z tym spokój. Nie spędza nam to snu z powiek. Nie zmusza do trudnych wyborów. Nie musimy drżeć o życie swoich bliskich i swoje. O czym mowa? O tytułowym terremoto, czyli trzęsieniu ziemi. Jarosław Mikołajewski napisał reportaż o dotkniętym tym kataklizmem pasie ciągnącym się przez środek Włoch. Napisał o ludziach i miejscach. O obrazach, których nie pozbędzie się z pamięci. O cierpieniu i o sile życia.
Reportaż Mikołajewskiego nie sprowadza się do samych opisów i rozmów. Autor szuka odpowiedzi nie tylko wśród ludzi. Zadaje pytania, chociaż wie, że ani Bóg, ani siły natury nie udzielą mu na nie odpowiedzi. Czyni to z bezsilności, będąc zdruzgotany tym, co zobaczył. Podróżuje do stref zamkniętych z szefem strażaków, człowiekiem znanym, posiadającym wiedzę z pierwszej ręki i mającym dostęp za szlabany. Widzi opuszczone miasteczka, grożące zawaleniem ruiny domów, odsłonięte pokoje, gruzy leżące na łóżkach, zapomnianego misia, rozsypane książki i dokumenty. Wszystko to przygnębia. Jest jeszcze gorzej, gdy idący obok strażak opowiada o akcji ratunkowej i liczbie zmarłych, których nie udało się wyciągnąć w porę spod gruzów. Jednym z najbardziej uporczywych obrazów prześladujących reportera jest tłum ludzi modlących się przed ruinami, które jeszcze kilka godzin wcześniej były bazyliką w Nursji. Nie pociesza nawet widok ludzi, którzy wracają, próbują wprowadzić pozory normalności do miejsc dotkniętych tragedią. Zdumiewają turyści przyjeżdżający na weekendową wycieczkę do miejsca skażonego śmiercią setek osób.
Po co? Dlaczego? Na te pytania nie ma odpowiedzi, no chyba że zadowoli nas wyjaśnienie geofizyków i innych naukowców badających ruchy płyt tektonicznych. Mikołajewski zwraca się z tymi pytaniami do uczonych i duchownych. Ale ani nauka, ani religia nie udzielają satysfakcjonujących odpowiedzi. Co można powiedzieć ludziom, którzy stracili dobytek życia, pamiątki, wspomnienia? A czym pocieszyć tych, którzy w kataklizmie stracili najbliższych?
To mała książka, ale nie trzeba wielu słów, by wyrazić przerażenie, niezrozumienie i niezgodę na taki stan rzeczy.