Tristan, Tomasz Mann

Agencja Praw Autorskich i Wydawnictwo Interart, 1992

Liczba stron: 85

Bardzo dawno temu czytałam jedną powieść Manna pt: „Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla,” która bardzo mi się podobała. Po wielu latach chciałam wrócić do twórczości tego Noblisty, ale nie czułam się  i wciąż nie czuję się gotowa na przeczytanie „Czarodziejskiej Góry.” Wybrałam zatem (z własnej półki!) tomik zawierający dwa opowiadania – tytułowego „Tristana” oraz „Nieład i wczesną udrękę.” „Tristan” powstał na początku dwudziestego stulecia, a drugie opowiadanie ponad 20 lat później.

W „Tristanie” mamy sanatorium dla niedomagających na płuca i inne schorzenia, do którego przybywa żona przedsiębiorcy i mieszczanina. Zachwyca się nią rezydujący na miejscu artysta, powieściopisarz, esteta. Kobieta traktuje go przychylnie i z sympatią. On sam popada w zachwyt nad jej urodą, manierami i talentami. Na przeszkodzie miłości stoi mąż jego wybranki – według artysty – ordynarny, grubiański fabrykant, który nie potrafi docenić wartości swojej żony.

Powiem szczerze, że mam pewien problem ze zrozumieniem tego opowiadania. Według mnie pisarz był egzaltowanym idiotą, postrzegającym świat przez wąski pryzmat swojego światopoglądu. Jego wypowiedzi i zachowania upodabniały go do elokwentnego klauna. I tak też go traktowałam podczas lektury. Okazuje się jednak, że autorowi (prawdopodobnie) nie chodziło o satyrę na zadufanych w sobie artystów, tylko o pokazanie konfliktu między światem sztuki a światem konsumpcjonizmu. Zupełnie się rozminęłam z przesłaniem tego opowiadania.

„Nieład i wczesna udręka” to obraz dość dobrze sytuowanej rodziny naukowca-historyka. Jego starsze, kilkunastoletnie dzieci urządzają w domu potańcówkę. Młodsze rodzeństwo kilkuletnia dziewczynka (oczko w głowie taty) i synek mogą przez pewien czas bawić się w pokoju z dorosłymi. Dziewczynka „zakochuje” się w jednym z kolegów starszego rodzeństwa, który dla zabawy tańczy z małą i dotrzymuje jej towarzystwa. Rozpacz dziecka po rozłączeniu jej z „wybrankiem” w porze pójścia do łóżka wywołuje u jej ojca ambiwalentne uczucia w stosunku do dziecka oraz „amanta.”

O wiele lepiej czytało mi się to opowiadanie, ale mam wrażenie, że ślizgałam się tylko po jego powierzchni, przyjmując treść, a nie docierając do jej znaczenia przemyconego między linijkami. Może drugie czytanie pomogłoby mi uchwycić luźne nitki i wysnuć jakieś wnioski, ale powiem szczerze, że nie chce mi się czytać drugi raz. Nie bardzo mi pasuje styl autora (a może tłumacza – Leopolda Staffa) – zdania są tak powykrzywiane i zagmatwane, że trzeba się w nie uważnie wczytywać żeby rozpoznać podmiot i orzeczenie.

W ten sposób „Czarodziejska Góra” nie dostanie swojej szansy w najbliższym czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.