Trupia farma, Bill Bass

Znak, 2011

Liczba stron: 344

Tytułowy termin „trupia farma” znany jest miłośnikom serii o Davidzie Hunterze, zapoczątkowanej książką „Chemia śmierci”. Niezwykłe jest jednak to, że opisywana instytucja badawcza rzeczywiście istnieje w Stanach Zjednoczonych. Została powołana na początku lat siedemdziesiątych jako jeden z wydziałów badawczych Uniwersytetu Tennessee i ma siedzibę w Knoxville. Jej szefem od początku działalności był William Bass, będący również autorem tej na poły wspomnieniowej, na poły dokumentalnej książki.

Trupia farma to nic innego jak instytucja badająca rozkład ludzkich szczątków w różnych warunkach – w cieple, zimnie, pod wodą, w zamkniętym pomieszczeniu, pod ziemią, itp. I chociaż na dobrą sprawę jest to makabryczne, to przysparza wielu korzyści, czego wynikiem jest wiele spraw kryminalnych rozwiązanych tylko dzięki wiedzy zatrudnionych przez uniwersytet patologów, entymologów i innych specjalistów.

Bill Bass snuje opowieść zaczynając od wydarzeń chronologicznie najwcześniejszych. Opowiada o kolejach losu, które sprawiły, że będąc specjalistą od identyfikowania ludzkich kości, zatrudnionym na jednym ze stanowisk archeologiczno-antropologicznych, na których wydobywano szczątki Indian, został pomysłodawcą i szefem trupiej farmy. Następnie relacjonuje kilka z licznych spraw kryminalnych, w których pomocna stała się wiedza zgromadzona przez niego oraz jego pracowników. W tych fragmentach książki świetnie odnajdą się wszyscy wielbiciele kryminałów i powieści z dreszczykiem.

Duża część książki poświęcona jest opisom działalności trupiej farmy oraz licznym badaniom na niej prowadzonym. Mnie rzadko ruszają opisy robactwa czy rozkładu, ale co wrażliwsze żołądki powinny zapewnić sobie właściwe warunki do czytania (zero przekąsek podczas lektury!). Autor opisuje także kontrowersje jakie jego badania wywołują w społeczeństwie, ale także sukcesy na niwie PR-u. Ich uwieńczeniem była znana sprawa krematorium, które zamiast prochów zmarłych wysyłało bliskim jakieś zmiotki z podłogi, samych zmarłych porzucając w okolicznym lesie. Doświadczenie naukowców z Knoxville pomogło w uporządkowaniu zamieszania.

Chociaż pierwsze rozdziały nie zapowiadały dobrej książki, okazało się, że czytanie o trupiej farmie bardzo mnie wciągnęło i uświadomiło możliwości śledczych oraz wiedzę, możliwości i pomysłowość zatrudnionych w Knoxville naukowców. Co mam do zarzucenia początkowi książki? Zbytnią sentymentalność, nagminne podkreślanie swoich zasług na polu archeologii i kształcenia młodych naukowców oraz pewne rozmemłanie, kojarzone przeze mnie ze starszymi ludźmi. Na szczęście Bill Bass szybko wyzbywa się maniery mentora i koncentruje na bardziej obiektywnych faktach. W ogólnym rozrachunku okazuje się, że książka jest pozycją o wiele bardziej wartościową niż mi się wydawało na początku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *