Utracony raj, Cees Nooteboom

WAB, 2012

Liczba stron: 157

Cees Nooteboom był dla mnie zagadką. Tak wielką, jak tylko zagadkowi mogą być pisarze holenderscy. Na okładce napisano, że autor od pewnego czasu jest brany pod uwagę jako kandydat do Literackiej Nagrody Nobla. To, plus ciekawa okładka, plus niewielka objętość sprawiły, że zapragnęłam zapoznać się z „Utraconym rajem.” Aha, tytuł – parafraza miltonowskiego „Raju utraconego” również przyczynił się do pobudzenia mojej ciekawości.

Alma to kobieta zagadka. Pochodzi z Sao Paulo. To miasto przyniosło jej dwie rzeczy – najlepszą na świecie przyjaciółkę oraz pohańbienie i utratę wiary we wszystko. Alma została brutalnie zgwałcona w najniebezpieczniejszej dzielnicy miasta. Jak się tam znalazła? Pojechała sobie samochodem. Czy nie wiedziała czym to grozi? Doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Czy miała myśli samobójcze i dlatego postanowiła w ten wielce spektakularny sposób zakończyć życie w dzielnicy przestępców? Nic o tym nie wiadomo. Czy wobec tego można polubić kogoś, kto działa w sposób nieprzewidywalny i na swoją zgubę? Ja nie potrafię. Nie rozumiem jej. Nie lubię. Nawet trudno mi współczuć tej kobiecie.

Jej przyjaciółka zabiera Almę do Australii. Podróż do kraju dziecięcych marzeń ma być rodzajem terapii na wypełnienie pustki, która ogarnęła Almę po tym dramatycznym wydarzeniu. Mityczna Australia Aborygenów jednak już nie istnieje. A pustki nie zapełni nawet romans z aborygeńskim artystą. W Perth dziewczyny biorą udział w wydarzeniu artystycznym, odtworzeniu scen z „Raju utraconego”. Podczas kilkudniowego festiwalu przebrane są z anioły. Obecność Almy w tym miejscu i w tym przebraniu stanie się dla kogoś punktem przełomowym w życiu. Czy jednak wpłynie na nią samą?

Koncepcja fabuły tej książki nie budzi zastrzeżeń. Jednak takie, a nie inne wykonanie, taki a nie inny styl sprawiają, że miejscami powieść jest po prostu nudna. I trochę pretensjonalna. Opisy złączenia się Almy z bezkresną naturą Australii, jej trochę histeryczne pojmowanie świata były nieco usypiające. Na szczęście zaraz po nich następuje zmiana dekoracji i poznajemy kolejnego bohatera książki – holenderskiego krytyka literackiego. Wraz z nim akcja trochę przyspiesza.

To książka pełna niedopowiedzeń, pobudzająca do myślenia, symboliczna i przeciwstawiająca aktualne wydarzenia z dramatem rozgrywającym się na kartach „Raju utraconego” Miltona. Wszechobecne w książce anioły stają się zwiastunami dobrego i złego.

Nie zachwyciła mnie proza Nootebooma, zabrakło mi w niej prawdziwej głębi i prawdziwych uczuć. Nie znalazłam w niej również żadnego bohatera, którego można polubić. Z drugiej strony, nie jestem też jakoś szczególnie rozczarowana tą powieścią. Przeczytanie książki zajęło mi niecały wieczór, więc nie było zbyt uciążliwe, ale obawiam się, że niewiele mi z niej zostanie w głowie. Ale kiedy autor dostanie wreszcie Nobla, to będę mogła się pochwalić, że już czytałam jego książkę…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.