Liczba stron: 288
Powieść Pizzolatto „Galveston” zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie, dawno nie czytałam czegoś tak oszczędnego w słowach, a jednocześnie niosącego tak wiele treści. Okazało się, że opowiadania zawarte w „W drodze nad Morze Żółte” są równie dobre i mroczne. Nie sposób zakończyć lektury wzruszeniem ramion.
Bohaterami tych historii są zwykle młodzi mężczyźni zagubieni w życiu, niedopasowani do środowiska, w którym mieszkają, tęskniący za czym, czego zwykle nie mogą dostać. Jest wśród nich ten, który igra ze śmiercią, a że jest subtelny, robi to w sposób zawoalowany, uprawiając skoki BASE. Jest i taki, który marzy o stworzeniu czegoś wielkiego, co przetrwa dłużej niż jego pokolenie, lecz ostatecznie dzieło ze szkła, któremu poświęca wiele tygodni, skażone jest wydarzeniami, w które naiwnie się uwikłał. Jest też nastolatek spotykający się od czasu do czasu z ojcem, który nagle z przerażeniem uświadamia sobie, że robi się podobny do tego przegranego, pierdołowatego nieudacznika.
Trudno mówić o optymistycznych zakończeniach opowiadań zawartych w tym w zbiorze. Jeśli nie kończą się tragicznie, to zazwyczaj zwieńczeniem opowiadanej historii jest moment objawienia, zrozumienia mechanizmów i zdarzeń, które złożyły się na sytuację bohatera. A raczej anty-bohatera, człowieka z niewielkim doświadczeniem życiowym, lecz z góry skazanego na porażkę. Na jego pech składa się wiele czynników – prowincjonalne, zapyziałe miasteczko, brak perspektyw na jakikolwiek rozwój, wąskie horyzonty osób z najbliższego otoczenia, marazm i przyjmowanie życia, jakim jest.
Pizzolatto łączy liryczny nastrój z brutalnością opisywanych zdarzeń. W kilku zdaniach tworzy klimat, wystarczy mu jedno, żeby zasugerować rozwój wypadków. Dzięki temu, że niewiele mówi wprost, zostawiając czytelnikowi pole do interpretacji, wciąga go w niebezpieczną grę, wikła w fabułę i nie daje zapomnieć o bohaterach.
Prawdziwe, przygnębiające i cholernie dobre.
Mam to na liście po rekomendacji niezawodnej z reguły Jane Doe z offu, więc przeczytam na pewno. Ale poczekam na bibliotekę albo rynek wtórny. Natomiast klimat, tak po recenzjach sądząc, kojarzy mi się z moim ukochanym zbiorkiem opowiadań Sama Sheparda „Wielki sen o niebie”: http://www.zaokladkiplotem.pl/2014/09/sam-shepard-wielki-sen-o-niebie.html . A po Twoich refleksjach już jestem pewien, że przeczytam. Pozdrowionka.
Nie robi na mnie wrażenia, więc raczej nie sięgnę.