Znak, 2004
Liczba stron: 212
Powieść ma formę listu, który główna bohaterka, wyniszczana nieuleczalną chorobą, pisze do swojej córki od wielu lat zamieszkałej w Stanach. Jej miłość polega na nie wzywaniu córki do kraju dręczonego przemocą i ukrywaniu swojego prawdziwego stanu zdrowia. Ma mimo tego świadomość, że ostatnie zapiski, jeśli dotrą do Ameryki, zaniosą ze sobą niepokój, brud i winę Południowej Afryki i zakłócą młodej kobiecie proces odizolowania się od swojej trudnej do kochania ojczyzny.
To, co kobieta przeżywa w ostatnich tygodniach swojego życia trudno nazwać powolnym odchodzeniem. Choć pogodzona ze śmiercią, pragnie towarzystwa w momencie jej nadejścia. Dlatego też otacza opieką młodszego od siebie bezdomnego mężczyznę. Relacja między tymi dwojga jest bardzo skomplikowana – mężczyzna chętnie żeruje na dobroci starszej pani dając od siebie minimum zaangażowania. Dodatkowo w Kapsztadzie wybuchają krwawe zamieszki mające na celu wyzwolenie czarnoskórych mieszkańców z apartheidu. Nawet jej własny dom zmieni się w miejsce przemocy, a ona zaangażuje się w sprawę. Stan zdrowia nie pozwoli jej na nic więcej jak rozmowy z czarnoskórą pomocą domową oraz jej bliskimi. Uwagi jakie wygłasza oraz jej przemyślenia cechuje moralne zaangażowanie i odpowiedzialność za wydarzenia, które obserwuje w okolicy.
Czym zatem według głównej bohaterki jest wiek żelaza? To czas, który dla nich nastał, gdy dzieci pozbawione są dzieciństwa, gdy podnoszą rękę na innych, gdy nie ma dla nich autorytetów:
„Jakimi rodzicami oni będą, skoro nauczono ich, że czas rodziców minął? Czy można sobie wyobrazić, że przywrócony zostanie autorytet rodziców , skoro zniszczono w nas samo pojęcie rodzicielstwa? Kopią i biją człowieka dlatego, że on pije. Podpalają ludzi, i śmieją się widząc jak on ginie w płomieniach. Jak będą postępować z własnymi dziećmi? Do jakiej miłości będą zdolni? (…) Dzieci z żelaza, pomyślałam.”
To smutna i przejmująca książka łącząca w sobie cechy powieści politycznie zaangażowanej z opowieścią o umieraniu, samotności i miłości macierzyńskiej. Pisarstwo Coetzee jest szczere do bólu, nie szczędzi drastycznych opisów, nie lituje się nad czytelnikiem. Z każdą kolejną książką tego pisarza zastanawiam się nad jego stosunkiem do własnej ojczyzny. Jak można go nazwać, jakich słów użyć, by nie rozminąć się z prawdą – wstyd, zażenowanie, przywiązanie, nienawiść? Na pewno nie wyczerpałam wszystkich opcji wyłaniających się spomiędzy wersów powieści tego autora. Oczywiście, łatwo nie odpuszczę i dalej będę drążyć tę kwestię podążając szlakiem kolejnych powieści Coetzee.