Liczba stron: 477
Zeszłoroczny laureat Paszportów Polityki nadal jest na fali wznoszącej. W związku z niegasnącą popularnością autora wydawnictw SQN wznowiło jego zbiór opowiadań wydany na początku pisarskiej kariery. Zawarte w nim opowiadania przeszły mały lifting, dodano też jakieś nowe teksty. W wydaniu elektronicznym znajdziemy dodatkowe opowiadanie nieuwzględnione w wydaniu papierowym (natknęłam się na nie przypadkiem, bo żonglowałam obiema wersjami).
Orbitowski rozwiązuje tajemnicę nieśmiertelności wskrzeszając niedawno zmarłego homoseksualistę i wplątuje zupełnie niedobraną parę w sam środek afery kryminalno-okultystycznej. Opowiada też o mocy wróżb, mocy destrukcyjnej, zdolnej rozpieprzyć życie. Opisuje nawiedzony pociąg oraz wyludnioną wieś słynącą niegdyś z cudownej rzeźby, do której pielgrzymowali wierni z całej okolicy. Co wydarzyło się we wsi, że zniknęli wszyscy ludzie? Co jeszcze się wydarzy? Mówi też o przesyłce, której nie można doręczyć i straszy mieszkańców zrujnowanego bloku na przedmieściach Krakowa, który raz do roku zaludnia się („zadusza”) duchami, którzy doprowadzają mieszkańców do szaleństwa.
To kolejna książka Orbitowskiego, którą przeczytałam, i zapewne nie ostatnia, bo dobrze mi się czyta prozę tego autora. Pisze w sposób niewyszukany, ale nie prostacki. Nie sili się na skomplikowane frazy i głębię tam, gdzie ona nie jest potrzebna. A opowiadania z pogranicza horroru i kryminału takiej głębi nie potrzebują, bo czyta się je dla rozrywki, przyjemności, by fajnie spędzić czas z książką. Mam świadomość tego, że treść tych opowieści szybko zatrze się w mojej pamięci, ale przyjemność czytania jest dla mnie równie ważna. Chociaż kilka razy byłam nieco rozczarowana zakończeniem opowiadanej historii (ale to u mnie normalne, Kingiem też jestem często rozczarowana), to nadal jestem pełna podziwu dla wyobraźni autora. Warto.
Kurczę, wydaje się fajne, ale coś nie do końca czuję się przekonana.
A do mnie dotarła dziś „Inna dusza”, czyli niedługo zanurzę się w odmęty bydgoskiej smuty.
Część opowiadań z „Wigilijnych…” już znam, ale może kiedyś i tak sięgnę po ten zbiór.