Wojnę szatan spłodził, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Biblioteka Gazety Wyborczej, 2012

Liczba stron: 184

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska oraz jej siostra Magdalena Samozwaniec towarzyszą mi od wielu lat . „Marię Magdalenę” biograficzną powieść o dzieciństwie i wczesnej młodości sióstr przeczytałam po raz pierwszy w wieku 10-11 lat. Potem czytałam ją jeszcze wielokrotnie, czytałam także tomiki poezji Marii oraz satyryczne powieści i powiastki Magdaleny oraz „Zalotnicę niebieską”. Moje dwutomowe wydanie „Marii Magdaleny” przepadło, zatem niedawno kupiłam sobie najnowsze jednotomowe i mam zamiar odświeżyć sobie tę książkę po latach. Nie powinno Was zatem dziwić, że mając taką słabość do sióstr sięgnęłam po najnowszą na rynku księgarskim książkę zawierającą wypiski z dziennika Marii Pawlikowskie-Jasnorzewskiej z czasów drugiej wojny światowej.

W chwili wybuchu wojny Maria była żoną lotnika Stefana Jasnorzewskiego, zwanego Lotkiem. Jej dziennik opisuje w pierwszej części tułaczkę po Europie, podróż w którą wyruszyli w pośpiechu i strachu oraz pobyt w angielskim Blackpool – położonej na uboczu miejscowości, w której znajdował się ośrodek lotnictwa RAF. Poetka daje się poznać jako żona, córka, siostra i… istota próżna dbająca o swój entourage. Jednak to czyni ją właśnie bardziej autentyczną, a krytycyzm w stosunku do siebie i innych, sprawia, że Pawlikowska z dzienników jest prawdziwą kobietą z krwi i kości. Ze wpisów jasno wynika, że bardzo tęskni za bliskimi i z bólem przeżywa śmierć swoich rodziców. Interesuje się tym, co dzieje się w Polsce i na świecie, słuchanie wiadomości radiowych wydaje się być w Anglii jej jedyną rozrywką. Tęskni również za Lolkiem, który często przebywa poza domem. Jej stosunek do męża bardziej przypomina czułość matki w stosunku do syna niż namiętność kochanków.

W drugiej części wojna, rozstania i tęsknota do bliskich schodzą na drugi plan. Poetka zmaga się z ciężką chorobą, którą na swój sposób próbuje oswoić, ugłaskać i w ten sposób odroczyć wyrok. O śmierci nie pisze, koncentruje się raczej na pojedynczych dolegliwościach, uciążliwych wizytach u lekarza, operacjach i dochodzeniu do siebie. W ostatnich szpitalnych zapiskach więcej pisze o swoim menu niż o uczuciach. Lotek, który towarzyszył jej do ostatnich chwili śpiąc na materacu przy jej łóżku, w dzienniku żony w tych dniach pojawia się sporadycznie. Może taki był sposób Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej na umieranie. Patrzyła w bok, nigdy w twarz śmierci.

To smutna książka, ale jest ważnym dokumentem i polecam ją tym, którzy znają poetkę tylko od lirycznej strony z erotyków przedrukowywanych przez kolejne pokolenia. Warto zwrócić uwagę na wydanie tej pozycji – w środku znajdują się bardzo liczne reprodukcje dokumentów i fotografii. Stroną redakcyjną i researchem zajął się Rafał Podraza, który jeździ teraz po Polsce i promuje tę książkę. Warto się wybrać na spotkanie z nim, jeśli zawita także i do Waszej miejscowości. I koniecznie przeczytajcie książkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *