Novae Res, 2010
Liczba stron: 273
Nie wiem skąd się u mnie wzięło przeświadczenie, że bohaterem tej książki jest nastoletni chłopak. Pewnie gdzieś czegoś nie doczytałam, albo błędnie zinterpretowałam. Okazało się bowiem, że narratorem jest mężczyzna w sile wieku – ojciec dwóch prawie pełnoletnich synów. Zaraz na początku książki udaje mu się spełnić wielkie marzenie o wyjeździe do Afryki na wyprawę na szczyt Kilimandżaro. W drodze do Afryki i na miejscu poznaje sympatycznych uczestników wyprawy.
Wejście na szczyt oraz walka z przeciwnościami natury podczas trudnego podejścia jeszcze bardziej zacieśniają więzy między kilkunastoma uczestnikami. Jednak, dopiero to, co zastaną po zejściu z gór będzie dla nich prawdziwym sprawdzianem przyjaźni, solidarności i wzajemnego zaufania. Podczas kilku dni, które polska ekipa spędziła na stokach Kilimandżaro, sytuacja w Europie zmieniła się nie do poznania. Na skutek ataków terrorystycznych i dywersyjnych kraje europejskie pogrążone zostały w chaosie. Przestały działać dotychczasowe połączenia lotnicze i morskie, zamilkły telefony. W tej sytuacji dalsze zwiedzanie Afryki zostało przez polskich wspinaczy zarzucone, a priorytetem stało się wydostanie z kontynentu afrykańskiego i jak najszybsze połączenie z bliskimi w Polsce.
Większa część książki to przygody na lądzie, morzu i w powietrzu. Droga do Polski pełna jest nieoczekiwanych wydarzeń, które przynoszą bohaterom rozczarowanie, smutek, choroby oraz radość, gdy wszystko kończy się dobrze. Nie raz grupa musi się rozdzielić, czasem ktoś bezinteresownie pomaga tułaczom, choć częściej spotyka się tych, którzy żerują na krzywdzie europejczyków. Sam obraz zniszczonej Europy przywodzi na myśl „Drogę” McCarthy’ego. Pył, gruzy, grasujące bandy, racjonowane pokarmy oraz lekarstwa nie wróżą niczego dobrego.
Na szczęście jest to fantastyczna wizja Europy i świata. Mimo depresyjnych obrazów książkę czyta się przyjemnie, choć bardziej jako powieść przygodową i łotrzykowską niż jako futurystyczną opowieść o przetrwaniu. Autor w narracji koncentruje się bowiem głównie na kolejnych etapach akcji, a nie na refleksji bohaterów. Chwilami miałam wrażenie, że czytam szkic stworzony przez autora przed przystąpieniem do napisania właściwej książki o perypetiach wspinaczy na ziemi afrykańskiej. Ta pospieszna narracja wypełniona przygodami, sprawia, iż chętnie poleciłabym powieść czytelnikom młodszym, którzy w lekturze szukają znanego z telewizji i internetu tempa i szybkiego przechodzenia z jednej lokalizacji w drugą, jednego wydarzenia w inne. Dla mnie, przyzwyczajonej do smakowania książek, narracja niespotykanego dotąd typu, wydała się ciekawostką, ale nie czymś, czego chciałabym doświadczać regularnie podczas czytania. Polecam spragnionym odmiany i zachłannym przygód rodem z filmów akcji.