Zabłąkania, Hjalmar Soderberg

Wydawnictwo Kojro, 2010

Liczba stron: 156

Po takich książkach staję się wojującą feministką. Ich treść budzi we mnie pokłady agresji, a głównego bohatera mam ochotę kopnąć w tyłek. „Zabłąkania” to kilka miesięcy z życia Tomasa Webera, dwudziestolatka, który właśnie dostał się na medycynę. Jednak nie studiowanie zajmuje czas Tomasa. Główny bohater jest zmanierowanym trutniem żerującym na swojej rodzinie, znajomych, wykorzystującym ludzi, niecierpliwym i niezważającym na uczucia innych. Czas przelewa mu się przez palce, dni spędza w barach lub spacerując po Sztokholmie.

Tomas wikła się w romans ze sprzedawczynią rękawiczek, który ukrywa przed wszystkimi ze względu na nieobyczajność takiego zachowania oraz na mezalians, którego się dopuszcza. Tomas bowiem widzi siebie u boku Marty, młodszej od siebie przyjaciółki z dzieciństwa. Dąży do tego, by znajomość przerodziła się w romans. Marta długo się nie opiera i nie bacząc na konwenanse przystaje na układ, który proponuje jej Tomas. Ten związek także trzymany jest w tajemnicy. Takie życie kosztuje, a Tomas nie ma żadnych dochodów. Ojciec niechętnie daje mu pieniądze, zatem Tomas pożycza spore sumki od znajomych.

To, czego dopuszcza się Tomas trudno nazwać zabłąkaniem. Moim zdaniem to arogancja na najwyższym poziomie, egoizm i brak szacunku dla innych. Tomas zachowuje się jak mały chłopiec, który, gdy coś przeskrobie, liczy na to, że jakoś to będzie. I niestety, zawsze jakoś to jest. Tomas po trupach prze do przodu zostawiając za sobą zgliszcza. Ale nie ma dla niego nikogo i niczego ważniejszego niż on sam.

I dlatego właśnie książka tak mnie zirytowała. Bo na świecie pełno jest takich Tomasów, którzy nie widzą poza czubek własnego nosa i którym zawsze wszystko uchodzi płazem. Soderberg w tej powieści, która była jego pierwszą, od razu pokazał mistrzostwo swojego języka oraz przenikliwość obserwacji. Oszczędny styl i pełna emocji wymowa powieści zazwyczaj nie idą w parze. U tego autora jest to możliwe, a co więcej, efekt jest doskonały. Dla mnie to nie była łatwa lektura, bo łatwo się irytuję, ale warto było poczuć, że są wciąż takie książki, które wzbudzają we mnie mnóstwo emocji. I to niekoniecznie pozytywnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.