Wydawnictwo Otwarte, 2010
Liczba stron: 341
Książka wygląda jak typowa pozycja podróżnicza – gruby kredowy papier, kolorowe fotografie, logiczny układ oraz podział na rozdziały zwodzą czytelnika. Potrzeba bardziej wnikliwego spojrzenia na „Żar” by odkryć, że pod cukierkowo słodką otoczką kryje się relacja odmienna od tego, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni. Dariusz Rosiak jest reporterem a nie turystą. Opowiada o afrykańskich krajach z pominięciem folkloru, rzadko wspomina o krajobrazach, niedogodnościach związanych z zakwaterowaniem, transportem czy wyżywieniem. Książka zatem nie posłuży potencjalnemu turyście do planowania trasy podróży. To, co zajmuje autora dotyczy wpływu kolonizacji oraz ostatnich niespokojnych kilkudziesięciu lat na aktualną pozycję polityczno-ekonomiczną społeczeństwa różnych krajów Afryki.
Dariusz Rosiak kilkakrotnie był na kontynencie afrykańskim. Przejechał wiele krajów, rozmawiał z setkami osób, czytał literaturę polską i zachodnią na temat Afryki, wyrobił sobie poglądy na przyczyny i skutki konfliktów. W każdym rozdziale przedstawia bieżące problemy danego kraju sięgając do czasów, gdy kolonizatorzy europejscy wprowadzili sztuczne podziały skutkujące wieloma problemami i zwaśnieniem poszczególnych ludów afrykańskich.
Autor próbuje odpowiedzieć na pytanie na ile skuteczna jest pomoc humanitarna i pompowanie pieniędzy w kraje trzeciego świata. Stawia pytanie o to co dzieje się z pieniędzmi w Afryce i dlaczego prawie nie widać efektów pomocy. Przede wszystkim wyróżnia korupcję, złodziejstwo oraz ogólną niechęć do myślenia o przyszłości. Dzięki pomocy zachodu bogacą się przede wszystkim, ci którzy sprawują władzę. Praktyczne nie łoży się na oświatę, szpitale czy infrastrukturę. Dlaczego międzynarodowe banki udzielają wciąż krajom afrkańskim ogromnych miliardowych bezzwrotnych pożyczek? Dlaczego kraje takie jak USA, Rosja czy Chiny nie ingerują, gdy rozkradane są środki przeznaczone na odbudowę narodu? Pisząc o Kongo zniewolonym w XIX wieku przez Belgów, Rosiak zauważa:
„Belgowie płacili długi Leopolda, a dziś świat bogatej Północy gotów jest utrzymywać w DRK wielotysięczną nieskuteczną armię i płacić miliardy dolarów na pomoc humanitarną, oby tylko zachować prawo do czerpania korzyści z bogactw tego kraju.”
Pisząc o Tanzanii podsumowuje istotę działalności politycznej ukierunkowanej jedynie na zapewnienie sobie, swoim krewnym i protegowanym dostępu do milionów dolarów płynących szerokim nurtem z zachodu:
„W niemal wszystkich krajach afrykańskich wyzwolonych z kolonializmu w pewnym momencie państwo przejmowało rolę głównego pracodawcy i rozdawcy stanowisk gwarantujących swoim podopiecznym pomyślne życie. Istotą działalności politycznej w systemie jednopartyjnym stało się zajęcie jak najwyższego miejsca w hierarchii państwowego patronatu i dysponowanie przywilejami wśród funkcjonariuszy systemu – zwykle spowinowaconych z prezydentem i jego ministrami.”
Można by pomyśleć, że rasizm nie jest już tak wielkim problemem w Afryce. Jednak nie jest to prawdą. Rasizm kwitnie, szczególnie w RPA, gdzie ludzi wciąż dzieli się na cztery kategorie, z których każda ma inne przywileje. RPA kipi nienawiścią, pogardą spowodowaną dużym rozwarstwieniem społeczeństwa. Nienawiść czarnych do białych przejawia się w wieloraki sposób, najmniej mądry jest ten, o którym wspomina autor pisząc o Ugandzie:
„Każdy, nawet największy morderca, który umie przeciwstawić się Zachodowi, jest w Afryce postacią co najmniej niejednoznaczną. Może być ostatnim bandytą, skorumpowanym łotrem albo nawet kanibalem. Jeśli przy okazji krytykuje zachodni imperializm, zasługuje na ciepłe słowa.”
Czy chciałabym pojechać do Afryki? Raczej nie. Zupełnie nie przemawia do mnie kultura, smaki i kolory Afryki. Nie ciągnie mnie na safari. Nie chcę oglądać ubóstwa. Im więcej czytam o tym kontynencie tym bardziej czuję, że nie byłabym tam szczęśliwa, bo pod kolorową mozaiką przygotowaną dla turystów kryje się Afryka prawdziwa – Afryka wzajemnych pretensji, ukrytych gwałtownych namiętności, ubóstwa i sankcjonowanej wszędzie rażącej niesprawiedliwości:
„Dudniący bęben, pomalowane twarze, szaleńczy taniec, lew czający się w buszu – intensywność życia i śmierci ponad naszą miarę. Boimy się takiej Afryki, więc oswajamy ją: w wioskach fotografujemy scenki rodzajowe, gotowanie i zabawy dzieci, tańce i rytuały opisujemy w języku etnografów, a lwy oglądamy na safari. Bezpieczna, mdła Afryka, nasze wakacyjne marzenie.”
Koniecznie przeczytajcie!