Liczba stron: 273
Zima to czas oczekiwania. Na pojawienie się pierwszego śniegu, na święta, na nadejście wiosny. Dla Knausgarda zima przełomu 2014 i 2015 roku opisana w tej książce była również okresem oczekiwania na narodziny najmłodszej córki. To dla niej pisze cykl nazwany od pór roku, to jej (i trochę też sobie) tłumaczy świat.
Podobnie jak „Jesień” ta książka składa się z miniatur literackich, esejów, prozy poetyckiej oraz listów do nienarodzonej i niedawno narodzonej córki. Czytając poszczególne rozdziały miałam wrażenie, że zanurzam dłonie w wielkim pudle wypełnionym kulkami ze styropianem i od czasu do czasu wyławiam jakieś smakołyki. Te styropianowe kulki to mało znaczące treści, takie, które przelatują między palcami i nic po sobie nie zostawiają. Smakołyki natomiast długo rozpływają się na języku zostawiając po sobie cały wachlarz wrażeń, smaków, uczuć.
Pozostając w temacie uczuć – autor porównuje wnętrze człowieka do niezdarnego dinozaura, zupełnie nie pasującego do zwykłego, dostosowanego do świata ciała. Tam, gdzie wkraczają uczucia, kończy się znane, zaczyna nieznane, nieokiełznane, niejednokrotnie rosnące na potęgę. Nieopatrznie rzucone słowo może w umyśle człowieka kiełkować latami i doprowadzić do tragedii po latach.
Pięknie pisze również o prezentach świątecznych. Zwykłe pluszaki czy roboty po rozpakowaniu, przytuleniu przez dziecko nabierają ludzkich cech – dostają imiona, rysy charakteru i stają się pełnoprawnymi członkami dziecięcego świata. Podobnie jak książka zdjęta z półki – dopóki na niej stoi jest tylko tytułem, gdy zaczynamy ją czytać, otwiera przed nami cały świat.
Knausgard sporo pisze o rodzicielstwie. Jest pewien, że rodzice powinni stawiać dzieciom granice, bo one pozwalają im lepiej poznać funkcjonowanie świata. Martwi się jednak tym, że czasami musi uciec się do przemocy, żeby wyegzekwować swoje stanowisko i nie pozwolić dzieciom wejść sobie i żonie na głowę. W tej części cyklu trochę więcej pisze o pozostałych dzieciach, o swoim dzieciństwie oraz relacjach z matką, przez co w niektórych fragmentach książka przypomina „Moją walkę”, co, według mnie, dobrze jej służy.
Dla tych i jeszcze kilku innych fragmentów warto przeczytać „Zimę” – chłodną, nostalgiczną opowieść o codzienności, rodzicielstwie, zmaganiach ze światem. Zwróćcie również uwagę na ilustrujące ją przepiękne obrazy Larsa Lerina.