Insignis, 2013
Liczba stron: 285
Przeczytałam sporo książek o wojnie, z tym, że zazwyczaj dotyczyły one pierwszej lub drugiej wojny światowej lub wojny w Wietnamie. Współczesnej, zbeletryzowanej relacji jeszcze nie miałam okazji poznać, więc bez wahania sięgnęłam po głośną w USA powieść pt: „Żółte ptaki” dotyczącą wojny w Iraku. Od pierwszych stron uwagę zwraca język, jakim napisano tę książkę. Zapewne nie tego byście się spodziewali po żołnierskiej relacji. Stąd też nie dziwi mnie za bardzo kwiecie na okładce.
Opowieść szeregowca, który zgłasza się na ochotnika i po obowiązkowym przeszkoleniu trafia do szczególnie paskudnej części Iraku od początku niesie ze sobą zapowiedź czegoś niedobrego. Młodzi rekruci pod rozkazami niewiele starszego, lecz znaczniej bardziej doświadczonego dowódcy wykonują różne misje w terenie, podczas których widzą umierających ludzi stojących po obu stronach konfliktu. Przyjaźń między narratorem i równie nieopierzonym kumplem Murph’em pomaga tej dwójce w trudnych sytuacjach, choć to narrator czuje się odpowiedzialny za bezpieczeństwo zaledwie osiemnastoletniego kumpla. To poczucie odpowiedzialności doprowadzi do czegoś więcej niż traumy powojennej.
W tej książce jest wszystko to, czego spodziewałam się po książce wojennej – opisy akcji, ludzie umierający na różne sposoby, przyjaźń, sporo napięcia oraz żałosny obraz cierpiącego młodego człowieka, zmagającego się ze skutkami stresu bojowego oraz poczuciem winy. A jednak „Żółte ptaki” to książka zupełnie odmienna od tego, czego się spodziewałam. Jak już wspomniałam, powieść przesycona jest dość lirycznym klimatem, rzeczy nie zawsze są nazywane wprost, a narrator jest osobą hiperwrażliwą na piękno otaczającego go świata. Książka nie jest taka, jakiej się spodziewałam, ponieważ sądziłam, że ciężko mi się będzie ją czytało, tymczasem „wchodziła” zaskakująco lekko – aż za lekko jak na poruszaną tematykę, przez co chwilami odnosiłam wrażenie, że ślizgam się jedynie po powierzchni, nie docierając do tego, co najważniejsze.
Odchodząc od samej treści książki zaczęłam się zastanawiać nad tym, co przecież oczywiste, a co do mnie wcześniej nie docierało. Wojna żywi się niedojrzałymi chłopakami, którzy chcą coś sobie udowodnić. Ledwie odrosną od ziemi, wyrywają się do armii, za jedyne doświadczenie w temacie walki mając kilka filmów wojennych i gier komputerowych. Wstrząs jaki przeżywają stykając się z realną wojną, zabitymi ludźmi i konsekwencją swoich działań, niejednokrotnie ich przerasta. Nieumiejętność radzenia sobie ze stresem, strachem, odpowiedzialnością zbiera duże żniwo. Dorosły człowiek miałby problem, gdyby postawić go w tak ekstremalnej sytuacji, dzieciaki w szeregach armii amerykańskiej przechodzą prawdziwą traumę. O tym właśnie jest ta smutna książka.