„How do you ever know that you know a person?”
Miałam kiedyś taki sen:
Miasto. Wiosna. Słoneczny dzień. Idę chodnikiem. Nagle po drugiej stronie ulicy widzę jakąś dobrze znaną mi postać. Zaraz, zaraz. To mój mąż. Nie jest sam. Idzie z kobietą. Nie znam jej. Kobieta pcha wózek dziecięcy przed sobą. Już mam zawołać do nich, gdy dostrzegam, że on ją przytula. I wszystko już wiem.
Budzi mnie mój krzyk.
Kathryn Lyons jest żoną pilota. Przywykła do częstych wyjazdów męża i nieregularnego grafiku jego lotów. Jack najczęściej dostaje transatlantyckie loty do Londynu. Kathryn oswoiła swoją tęsknotę za mężem oraz pustkę w dni, kiedy Jack jest w podróży. Kathryn i Jack mają nastoletnią córkę, która jest bardzo zżyta z ojcem. Są zwykłą kochającą się rodziną.
Przy wybrzeżach Irlandii eksploduje samolot pasażerski pilotowany przez Jacka. Z informacją o katastrofie przyjeżdża niezany Kathryn człowiek o imieniu Robert. Dociera do domu Lyonsów w nocy. W jednej chwili świat Kathryn i jej córki ulega dezintegracji, a każda następna informacja pogrąża je w coraz głebszej rozpaczy i niedowierzaniu. Kathryn zaczyna podejrzewać, że jej mąż nie był tym, za kogo go uważała. Postanawia odkryć ostatnie karty i wyrusza w towarzystwie Roberta w podróż do Londynu. W najczarniejszych snach nie przypuszcza, że prawda będzie druzgocąca. Czy powinna powiedzieć córce czego się dowiedziała?
Mój senny koszmar nie skończył się po przebudzeniu. Nosiłam w sobie irracjonalną urazę i ból przez wiele kolejnych dni. Byłam zła i moją złość mogłam wyładować na mężu, jakkolwiek głupie by to nie było. Kathryn znajduje się w sytuacji patowej, bo czy można winić osobę, która już nie żyje o to, że zrujnowała nam przyszłość? Jak żyć ze świadomością, że poprzednie lata były namiastką życia, sprytną mistyfikacją, że nie jest się tą osobą, za którą się zawsze uważało? Bo która jest prawdziwszą żoną pilota?
Książka głęboko mnie poruszyła – jaką mamy pewność, że znamy drugiego człowieka, skoro nie wiemy zbyt wiele o sobie?
„To be relived of love, she thought, was to give up a terrible burden.”