Od razu zaznaczam, że filmu nie oglądałam, a książkę dostałam w prezencie. Wcześniej nie spotkałam się z twórczością Wojciecha Kuczoka, chociaż nazwisko autora oczywiście nie było mi obce.
Kuczok pisze w ciekawy sposób, ma nietypowy sposób narracji ocierajacy się o strumień świadomości, ale znacznie bardziej porywający niż w przypadku osławionego Jamesa Joyce.
Opisywane w powieści trzy historie, to nie ma co ukrywać, historie smutne. Chwilami zamykałam oczy i zadawałąm sobie pytanie: Czy nie ma juz na świecie ludzi szczęśliwych? Adam, Róża i Robert to postacie cierpiące, przeżywające ból, smutek i rozczarowanie życiem. To także osoby, które dobrowolnie lub wbrew sobie uwikłane zostają w przerastające ich sytuacje: nieudane małżeństwo, zależność od rodziców żony, homoseksualne zauroczenie i ostracyzm.
Autor równolegle prowadzi trzy opowieści i ukazuje pojedyncze, ale znaczące sceny z życia głównych bohaterów. Sprytnie prowadzi nas od osoby do osoby, co raz doadając kolejne szczegóły. Z czasem akcja książki się zagęszcza, bohaterowie dojrzewają do decyzji, poszukują samych siebie – tych lepszych siebie, wyzwolonych od przykrych konwencji, od wspomnień, od toskycznych ludzi. A spotkanie bohaterów to tylko kwestia czasu.
Podobało mi się zakończenie książki, nie spodziewałam się takiej dozy optymizmu po tych wszystkich smutkach, których doświadczali.